Sonic Fanon Wiki
Advertisement

"Żyję w dwóch światach. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Moje przeznaczenie to coś, czego nienawidzę bardziej od swoich wrogów."

Rozdział 1: "Ucieczka"[]

Noc. Długo na nią czekałam. Nikt niczego nie podejrzewa. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do otaczającego mnie mroku, otworzyłam szafę. Wzięłam czarny płaszcz. Włożyłam go na siebie i wzięłam torbę. Włożyłam do niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, czyli pieniądze, księgi, moją broń i trochę ubrań. Następnie podeszłam do okna. Otworzyłam je. Ostatni raz rozejrzałam się po swoim pokoju, a następnie wyskoczyłam przez okno. Wylądowałam na ugiętych nogach. Pobiegłam przed siebie. Musiałam to zrobić, inaczej nic nie wyjdzie dobrze. Pobiegłam to świątyni. Tak, jak myślałam, wszystkie tam były.

"Kryształy" - pomyślałam i zabrałam je.

12 Kryształów ukryłam w Królestwie, natomiast jeden wzięłam ze sobą. Udałam się do pobliskiego lasu. Włóczyłam się trochę po nim, aż w końcu dotarłam na miejsce. Była to mała polanka, na której znajdowało się małe jeziorko. Obok jeziorka stał kamień. Weszłam na niego. Uniosłam ręce do góry. Pomiędzy nimi lewitował lodowo-niebieski Kryształ.

- Rasal ento...Mobius! - wykrzyczałam w języku Aniołów. Moje słowa oznaczały "Przenieś mnie na Mobius".

Nie wiedziałam czemu akurat tam. Było wiele państw i planet dostatecznie daleko położonych od mojej, by ciężej było mnie zaleźć. Ale kierował mną jakiś impuls. Miałam wrażenie, że tam wydarzy się coś ważnego. Otoczyło mnie światło. Chwilę później sceneria się zmieniła. Stałam na jakiejś drodze. Przede mną widać było miasto. 

"Muszę sobie znaleźć jakiś schron" - pomyślałam.

Udałam się w przeciwną stronę od miasta. Jakieś 20 minut później zauważyłam dom. Przed nim ktoś stał. Podeszłam do tych osób.

- Eh, Carl mówiłam ci, że nie sprzedamy tego domu - mówiła łasica.

- Nie mów hop póki nie przeskoczysz, Serafino. Może ktoś zechce kupić ten dom - odpowiedział jej jastrząb.

-Przepraszam bardzo, czy ten dom jest na sprzedaż? - zapytałam ich.

Odwrócili się w moją stronę.

- Tak, a co? chcesz go kupić? - zapytał się mnie Carl.

- No jeżeli mnie stać to tak. Ile za ten dom?

- Och, no cóż, to bardzo stary i zniszczony dom. Sto monet powinno wystarczyć - powiedziała Serafina.

Wyciągnęłam sakiewkę. Odliczyłam sto monet i dałam kobiecie.

- Od teraz to twój dom, żegnaj - powiedział do mnie Carl.

Milczałam. Oni odeszli, wcześniej dając mi klucze. Odwróciłam się w stronę domu.

"Zobaczmy, co da się z tym zrobić" - powiedziałam w myślach.

Weszłam do środka. Serafina miała rację. Dom jest całkowicie zniszczony. Udało mi się dojść do schodów. Weszłam po nich na górę. Było tam kilka pokoi. Znalazłam jeden w całkiem niezłym stanie i tam odłożyłam swoje rzeczy. Przy oknie leżał materac. Położyłam się na nim i zasnęłam.

Rozdział 2: "Niespodziewana pomoc"[]

Obudziłam się koło ósmej rano. Pierwsze co zrobiłam to przebrałam się. Wiedziałam, że nie mogę chodzić ubrana w mój stary strój, bo wzbudziłabym podejrzenia. Założyłam na siebie moją czarną, krótką bluzkę bez rękawów a do tego ciemnoczerwoną narzutkę. Miałam jeszcze krótką spódnice w tym samym kolorze co narzutka i czarne trampki. Na dłonie włożyłam białe rękawiczki a na szyję czarną kolię ze ćwiekami. Rozpuściłam włosy i pomalowałam powieki na mój ulubiony, czarny kolor. 

"No dobra i co teraz? Może najpierw pójdę do miasta i zobaczę jak żyją tutejsi ludzie? Ostatecznie nie będę mogła cały czas ukrywać się w domu." - pomyślałam i tak też zrobiłam.

Droga do miasta zajęła mi 20 minut. Na chodnikach, w sklepach, wszędzie, było bardzo wiele ludzi. To znaczy zwierząt różnego gatunku i wieku.

"No tak, dzisiaj jest sobota i pewnie u nich jest dzień wolny" - mówiłam w myślach. 

Obserwowałam wszystkich uważnie. Nagle na kogoś wpadłam.

- Przepraszam bardzo - powiedziałam i spojrzałam na osobę, na którą właśnie wpadłam.

Była to różowo-czarna lisica o niebieskich oczach, fioletowych powiekach i włosach w tym samym kolorze, ale związanymi w dwa kucyki. Jej usta były pomalowane na czerwono. Miała na sobie fioletowy podkoszulek i niebieskie rybaczki. Jej buty były jasno-fioletowo-białe a na szyi miała niebieski wisiorek. Była chyba w moim wieku.

- Nic się nie stało - odpowiedziała. - Jesteś tu nowa? - spytała się mnie.

- Yyyy tak - odpowiedziałam jej.

- Hej, Jerremy, chodź do mnie! - powiedziała do kogoś.

Tym kimś okazał się pomarańczowo-biały lis o tych samych niebieskich oczach co różowa lisica. Jego włosy były ciemnobrązowe a ubrany był w jasnoniebieską bluzkę z 3/4 rękawem, zielone rybaczki, niebiesko-czarno-żółte buty i rękawiczki w tych samych kolorach co buty.

- Przepraszam, ale nie znam was - powiedziałam im.

- Ojć, gdzie moje maniery. Jestem Lisica Emily Verten a to mój młodszy brat, Lis Jerremy Verten. A ty jak się nazywasz? - zapytała mnie Emily.

- Jestem Jeżyca Veronica - odpowiedziałam jej.

- Miło mi. Może cie oprowadzimy? Co ty na to Jerremy? - zaproponowała Emily.

Spojrzałam na chłopaka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cały czas się na mnie patrzył.

- Yyyyy...no...dobra - odpowiedział zakłopotany lis.

I tak nowo poznani Emily i Jerremy oprowadzili mnie po mieście. Przy okazji poznałam ich zwyczaje i dowiedziałam się paru rzeczach o dziewczynie i jej bracie. Emily ma 15 lat, czyli tyle co ja. Teraz poszła do 3 klasy gimnazjalnej. Fascynuje się wszystkim co japońskie. Jest bardzo miła. Natomiast jej brat ma 14 lat i jest w 2 klasie gimnazjum. Jest bardzo nieśmiały i spokojny. Parę godzin później.

- Dzięki za oprowadzenie, ale muszę już iść - powiedziałam do nich.

- Poczekaj, odprowadzimy cię - powiedziała Emily.

- Ale mam straszny ym...syf w domu - mówiłam.

- Nic nie szkodzi - odpowiedziała mi dziewczyna.

Udaliśmy się w kierunku mojego domu. Gdy przebyliśmy 3/4 drogi, Emily nagle złapała mnie za rękę.

- Co jest? - spytałam jej się, kryjąc zaskoczenie.

- Widzisz ten dom? - i pokazała mi dom z niebieskim dachem. Jedyny, który tu był.

- Tak, a co?

- Mieszkamy tu - odpowiedziała mi lisica. - Jak będziesz chciała, to możesz do nas przychodzić.

- Ok, będę pamiętać.

Ruszyliśmy dalej. Emily puściła moją rękę. Pięć minut później. Byliśmy już pod moim domem.

- To tu - odpowiedziałam.

- Mieszkasz w tym starym domu? - zapytała mnie Emily.

- No tak.

Nagle zaczął padać deszcz.

- Może wejdziemy do środka? - zaproponowała lisica.

- Dobra - i całą trójką weszliśmy do środka.

Gdy Emily i Jerremy zobaczyli dom od środka, całkowicie osłupieli.

- Czy ty się w ogóle wzięłaś za sprzątanie? - spytała się mnie dziewczyna.

- Nie miałam kiedy. Wczoraj się wprowadziłam - odpowiedziałam.

- No to na co czekamy? Bierzmy się do pracy - zakomenderowała Emily.

- Bierzmy? - spytałam się jej.

- Chyba nie myślałaś, że cie zostawimy w potrzebie? Zresztą i tak nie możemy pójść do domu w taki deszcz. My zajmiemy się ogarnianiem tego syfu a Jerremy zajmie się instalacją elektryczną, ok?

- No dobra - zgodziliśmy się we dwójkę.

Jerremy wydawał się bardzo zadowolony z powierzonego mu zadania. Deszcz przestał padać po godzinie, a my zdążyliśmy ogarnąć syf w przedpokoju i naprawić instalację elektryczną.

- Veronico? - zapytała się mnie Emily.

- Tak?

- Czy ty coś dzisiaj jadłaś?

- Na mieście zjadłam sałatkę.

- Ty sobie żartujesz?

- Nie.

- Jutro koniecznie musisz do nas przyjść na śniadanie. Prawdopodobnie też na obiad i kolację.

- Ale nie trzeba...

- Jak to nie trzeba?! Nie chcę byś padła mi tu z głodu. Jerremy, o której jest jutro śniadanie?!

- O 09 rano! - odpowiedział lis.

- Więc Veronico jutro o 09.00 jesteś u nas. Mama nie będzie mieć nic przeciwko. My się zbieramy. Do jutra.

- Pa - powiedział Jerremy.

I wyszli z domu a ja udałam się na górę do mojego pokoju. Ale nie mogłam usnąć, więc wzięłam się za sprzątanie. Zeszło mi to do 03:30. Udało mi się posprzątać w moim pokoju, górnym korytarzu i trochę w salonie. Następnie poszłam spać.  

Rozdział 3: "Wielkie porządki"[]

Wstałam dzisiaj o 08:30. Miałam pół godziny na wyszykowanie się do Emily. Szybko ogarnęłam siebie. Zajęło mi to niecałe 3 minuty. 

"Hymm, nie mam co robić. Może ogarnę jeszcze trochę w domu?" - tak też zrobiłam. 

Przez te 22 minuty udało mi się dokończyć sprzątanie salonu i wzięłam się za kuchnię. Gdy było jakieś 5 minut do śniadania, wyszłam z domu i skierowałam się w stronę miasta. Po 5 minutach stałam już pod domem lisów. Był to parterowy, biały dom z niebieskim dachem, drzwiami i oknami. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzyła mi pomarańczowo-czarna lisica z brązowymi włosami i zielonymi oczami.

- Dzień dobry, jestem Jeżyca Veronica. Emily zaprosiła mnie dzisiaj do siebie.

- Witam cię. Nazywam się Clary Verten i jestem mamą Jerremy'ego i Emily. Całkiem sporo o tobie mówili. Wejdź do środka. Drugie drzwi na lewo to jadalnia. Wszyscy na ciebie czekają. Ja muszę na chwilę zajrzeć jeszcze do kuchni - powiedziała mi lisica.

Zrobiłam tak jak mi kazała. Gdy otworzyłam drzwi:

- Veronica, wkońcu przyszłaś! Poznaj naszego ojca - powiedziała Emily podchodząc do mnie i przytulając mnie. Zdziwiło mnie to. Znałyśmy się dopiero dwa dni a ona już uważa mnie za kogoś bliskiego. Nie przywykłam, że ktoś mnie dotyka od tak więc nie odwzajemniłam uścisku Emily. Gdy mnie puściła podszedł do mnie różowo-biały lis z rudymi włosami i jasnoniebieskimi oczami.

- Witaj, Veronico. Nazywam się Ben Verten i jak już wiesz, jestem ojcem Emily i Jerremy'ego.

- Dzień dobry, jestem Jeżyca Veronica - przywitałam się z lisem.

Wskazał mi moje miejsce przy stole. Siedziałam obok Emily, naprzeciwko Jerremy'ego, który ciągle się na mnie patrzył. Po chwili przyszła pani Clary z miską w której była sałatka. Dopiero wtedy zauważyłam, że stół już jest przygotowany. Był tam talerz z kanapkami, sałatka warzywna, płatki z mlekiem i sałatka owocowa. Była tam również oczywiście herbata, kakao i kawa. Każdy brał to, na co miał ochotę. Ja nałożyłam sobie trochę sałatki warzywnej i wzięłam dwie kanapki, które nie miały mięsa. Do kubka wlałam herbatę. Przy jedzeniu była prowadzona spokojna rozmowa w której nie brałam udziału lub szybko wycofywałam się, gdy ktoś chciał mnie do niej wciągnąć. Po śniadaniu:

- Mamo, tato, ja i Jerremy idziemy pomóc Veronice w sprzątaniu jej domu - oznajmiła Emily.

- Dobrze, ale przyjdźcie na obiad - powiedziała ich mama.

- A nie potrzebujecie przypadkiem pomocy? - zapytał się pan Ben.

- Nie tato. Poradzimy sobie.

Po tych słowach wstaliśmy od stołu i poszliśmy do mnie.

- Emily, nie musisz mi pomagać, sama sobie doskonale poradzę - mówiłam dziewczynie.

- Wiem Veronico, ale tak będzie szybciej. Zresztą ja chcę ci pomóc.

- A ty Jerremy? - zwróciłam się do chłopaka.

- Ja też - powiedział cicho lis.

- No dobra. Gdy byłam sama, posprzątałam już w moim pokoju, górnym korytarzu, salonie i trochę w kuchni.

- Wow, całkiem sporo zrobiłaś. To dzisiaj zajmiemy się najpierw kuchnią a Jerremy spróbuje naprawić instalacje wodociągową.

- Ale siostro, nie wiem czy dam radę. Do tego lepiej byłoby wziąć Lily.

- Wiem, ale Lily wyjechała, wraca dzisiaj wieczorem. A tobie nie zaszkodzi spróbować.

Nastało milczenie. Szliśmy w takiej ciszy aż w końcu doszliśmy do mojego domu. Każde poszło w swoją stronę. Ja i Emily poszłyśmy do kuchni dalej sprzątać a Jerremy zajął się instalacją wodociągową. Koło 12:30 ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć. Okazało się że to pani Verten.

- Przyniosłam wam coś do jedzenia i chciałabym zobaczyć jak postępują prace.

Zabrałam jedzenie od lisicy i zaniosłam je do salonu. Następnie oprowadziłam ją po domu. Wydawała się lekko przybita tym, jak mieszkam. 

- Veronico, tu są okropne warunki. Może jednak na czas remontu zamieszkałabyś u nas?

- Nie dziękuję. Nie jest tak źle. Jakbym u was zamieszkała to w nocy, gdy nie mogłabym spać, nie miałabym możliwości posprzątania.

Odprowadziłam mamę Emily i Jerremy'ego do drzwi. Gdy wyszła zawołałam ich.

- Słuchajcie, wasza mama dała nam coś do jedzenia.

- No cóż, nie będziemy musieli iść na obiad - powiedziała Emily i wyciągnęła telefon.

- Co robisz? - zapytał się jej Jerremy.

- Piszę do mamy, że jednak nie przyjdziemy na obiad. A tak w ogóle, Veronico, podasz mi swój numer telefonu?

- Nie mam telefonu - powiedziałam jej.

- Naprawdę? - powiedziało jednocześnie zdziwione rodzeństwo.

- Tam skąd pochodzę, nie używa się telefonów.

- No to trzeba ci będzie jakiś załatwić, kiedy masz urodziny? - zapytała mnie lisica.

- Wolałabym o tym nie mówić - odpowiedziałam jej, sięgając w tym samym czasie po kanapkę.

- Ej no, chciałabym wiedzieć, na kiedy kupić ci prezent - powiedziała dziewczyna, również biorąc kanapkę.

- No dobra. Urodziny obchodzę 22 września - powiedziałam jej.

- Ale...ale...dzisiaj jest 24! - mówiła Emily. - W takim razie spóźnionego najlepszego.

- Emm. Dzięki. - odpowiedziałam jej, kryjąc zaskoczenie.

"Jeszcze nikt nie składał mi życzeń. U nas w urodziny dostaje się tylko podarunek od rodziców i tyle" - mówiłam sama do siebie w myślach.

- Wiesz co? Musisz się zapisać do szkoły.

- Zapisać? Do szkoły? - pytałam się dziewczyny.

- Tak, jeżeli się nie uczysz musisz zacząć pracować. Tak to u nas jest na Mobiusie. - mówiła spokojnie lisica.

- No dobra. To powiedz mi wszystko co i jak.

- A więc, możesz zapisać się do naszej szkoły. Przyjdź jutro do mnie o 07:35, zaraz, 07:10. Zapomniałam o śniadaniu. Pójdziemy razem. Naukę pewnie zaczniesz od wtorku. Dyrektor ci wszystko wyjaśni.

- No dobrze.

- Po szkole przyjdę do ciebie i wybierzemy się do miasta.

- Po co?

- Trzeba ci kupić telefon - odpowiedziała wesoło Emily.

- Aha.

- A ja mogę pójść z wami i pomogę wam w wyborze dobrego modelu - powiedział Jerremy.

- No pewnie! - dopowiedziała Emily. - Jutro na całe szczęście kończymy o tej samej godzinie.

- No to ustalone. A teraz bierzmy się do pracy. 

Pare godzin później. Wracałam z kolacji u Vertenów.

"Trzeba przyznać, bardzo miła rodzina. Ale jak bardzo różni się od mojej. Tutaj nikt się nie kryje z emocjami, panuje całkiem przyjemna atmosfera, a u mnie wszyscy się kontrolują, traktujemy się chłodno i z dystansem. Widać gołym okiem, że tu nie pasuje. Ale zostanę. Może się przyzwyczaję i sama stanę się taka jak oni." - myślałam.

Gdy doszłam do domu, wzięłam się za sprzątanie, bo co innego mogłam robić. Razem z Emily i jej bratem posprzątaliśmy kuchnię, jadalnie, łazienkę na dole, jeden z pokojów na górze i naprawiliśmy instalacje wodociągową. Ja zajęłam się sprzątaniem kolejnych pokoi. Udało mi się sprzątnąć łazienkę na górze i kolejny pokój. Następnie poszłam do siebie i zasnęłam.

Rozdział 4: "Coś innego niż sprzątanie"[]

Wstałam o 06:30. Musiałam się wyszykować by zdążyć na śniadanie u Emily. Wszystkie poranne czynności zajęły mi niecałe 5 minut. Miałam jeszcze masę czasu więc znowu wzięłam się za sprzątanie. Do 07:05 zdążyłam posprzątać kolejne dwa pokoje. 

"No cóż, do posprzątania pozostało jeszcze dwa pokoje, piwnica, strych, ogród i szopa. No i trzeba od nowa wszystko pomalować, ułożyć podłogę, wymienić drzwi i okna oraz umieścić meble" - mówiłam do siebie w myślach podczas drogi do domu lisów.

Chwilę później byłam już na miejscu. Drzwi tym razem otworzyła mi Emily.

- Wchodź, śniadanie już gotowe.

Udałyśmy się do jadalni. Tym razem były jajka na miękko. Zjadłam nie dużo. Poczekałam jeszcze pare minut na Emily i Jerremy'ego, no i udaliśmy się do miasta, do ich szkoły.

Gdy doszliśmy na miejsce, byłam zaskoczona wyglądem szkoły. Był to biało-szary budynek. Miał jakieś 3 piętra. Wyglądał bardzo nowocześnie. Środek natomiast wyglądał całkiem inaczej. Podłoga była wyłożona jasno-brązowo-kremowymi kafelkami. Ściany były koloru bananowego. Po obu stronach były rozmieszczone drzwi, koloru białego. Emily zaprowadziła mnie do drzwi z napisem "Dyrekcja".

- Dzień dobry pani Chase - przywitała się lisica.

- Dzień dobry - powtórzyłam za nią.

- Witaj Emily. A kogo ze sobą przyprowadziłaś?

- To jest Veronica. Chciała się zapisać do naszej szkoły.

- Dobrze, dyrektora aktualnie nie ma, bo musiał wyjechać, ale pójdźcie z tym do wicedyrektora. Jest w swoim gabinecie.

Po tych słowach wyszłyśmy z gabinetu.

- To była pani Chase, sekretarka - powiedziała Emily.

- Dobra.

Weszłyśmy na pierwsze piętro. Skierowałyśmy się na drugi koniec korytarza. W jego połowie stanęłyśmy przed drzwiami z napisem: "Wicedyrektor". Emily zapukała.

- Proszę wejść - odpowiedział męski głos.

- Dzień dobry - powiedziałyśmy jednocześnie.

- Dobry, dobry. Widzę i słyszę, że nie jesteś sama Emily. Kogo ze sobą przyprowadziłaś? - zapytał się wicedyrektor, który jak się okazało jest białym nietoperzem z blond włosami, bladą skórą i zielonymi oczami.

- To jest Veronica, panie Terry. Chciała się zapisać do naszej szkoły.

- Dobrze. Idź już na lekcje. Ja porozmawiam z twoją koleżanką.

Po tych słowach Emily wyszła z pokoju.

- Proszę, usiądź i przedstaw mi się. Jak się nazywasz, ile masz lat i skąd jesteś - mówił pan Terry, wskazując wolne krzesło.

- Jestem Jeżyca Veronica, mam 15 lat. Niedawno przeprowadziłam się na Mobius z bardzo daleka.

- No dobrze i chciałabyś zapisać się do naszej szkoły?

- No tak.

- Trafisz do 3 klasy gimnazjum. Powiedz mi, chciałabyś trafić do jednej klasy z Emily?

- Nie mam nic przeciwko.

- Dobrze, tutaj masz listę rzeczy, które masz kupić - dał mi kartkę. - Na odwrocie masz plan lekcji, możesz iść do domu. Jutro zaczniesz naukę.

- Do widzenia - po tych słowach wyszłam z gabinetu. Na korytarzu teraz było pusto. Pewnie zaczęły się lekcje. Nie mając co robić, poszłam do domu.

Parę godzin później. Właśnie czytałam jedną z moich książek, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zamknęłam książkę i poszłam otworzyć.

- To co? Gotowa na wyprawę do miasta? - zapytała się mnie Emily.

- Tak - odpowiedziałam jej.

Poszliśmy w kierunku miasta. Gdy po 20 minutach już tam byliśmy, Emily zaprowadziła mnie do galerii handlowej. 

- A więc najpierw zajmiemy się rzeczami, których potrzebujesz do szkoły - powiedziała Emily.

Na początku poszliśmy po mundurek. Była to czerwona spódnica w kratkę, czerwona bluzka bez rękawów, z białymi zakończeniami u góry i u dołu oraz białe buty na płaskiej podeszwie. Do tego kupiliśmy czarną torbę na książki. Później poszliśmy do księgarni. Tam kupiliśmy wszystkie potrzebne książki. Następnie za chaczyliśmy o sklep z artykułami papierniczymi. Tam kupiliśmy dwa piórniki, kilka długopisów, ołówków, gumki, strugaczki itp. Na koniec zostawiliśmy sklep elektroniczny. Tam z pomocą Jerremy'ego kupiliśmy dla mnie telefon i laptopa. To znaczy telefon kupili mi Emily ze swoim bratem. Spędziliśmy tak pół dnia. Drugie pół Jerremy uczył mnie korzystać z nowego sprzętu i przy okazji zaczęliśmy szukać dla mnie nowych mebli.

"Trzeba przyznać, że to chodzenie po sklepach jest całkiem przyjemne."

Byliśmy jeszcze na lodach a następnie poszliśmy do domu rodzeństwa na późny obiad. Potem Emily i Jerremy musieli pójść odrabiać lekcje, ale Emily poprosiła mnie, bym poszła z nią. W tym czasie gdy ona uczyła się, ja bawiłam się telefonem. Bardzo szybko nauczyłam się go obsługiwać więc bez przeszkód serfowałam po sieci. Gdy lisica skończyła odrabiać lekcje, zaczęła ze mną rozmawiać. Głównie opowiadała mi o szkole, jak tam jest i w ogóle.

- Wiesz co, zostaniemy przyjaciółkami? - zapytała mnie nagle dziewczyna.

- Przyjaciółkami? No nie wiem.

- Jeżeli nie chcesz, zrozumie to. 

- Nie, spokojnie, możemy nimi zostać.

- To super - i przytuliła się do mnie. Niepewnie odwzajemniłam jej uścisk.

- Mam pytanie, dlaczego tak się skrywasz z emocjami? Ani razu nie widziałam cię zadowolonej, smutnej czy podekscytowanej. Czemu to robisz, czemu się z tym ukrywasz? - pytała się Emily.

Westchnęłam.

- To nie takie proste Emily. Taka jestem. Tak mnie też wychowano. Zresztą, jestem do tego przyzwyczajona.

- No dobrze, a skąd pochodzisz?

- Wolałabym o tym nie rozmawiać.

- Ale czemu?

- Bo nie chce. 

- No dobrze. Czyli podsumowując. Jesteś Jeżyca Veronica, masz 15 i nie pochodzisz z Mobiusa. Urodziny obchodzisz 22 września, lubisz kolor czarny. Zapisałaś się do tej samej szkoły co ja i Jerremy oraz będziesz chodzić do mojej klasy, tak Vera?

- Vera? 

- No, to jest zdrobnienie. Co jak co, ale twoje imię jest trochę długie.

- Wiem, ale mi się podoba i wolę jak wszyscy zwracają się do mnie moim pełnym imieniem.

- Aha, ale od czasu do czasu mogę używać zdrobnienia?

- Niech pomyślę. Dobra, ale tylko ty możesz się tak do mnie zwracać.

- Dzieci, kolacja gotowa! - usłyszałyśmy wołanie pani Clary.

- No to czas na kolację - powiedziała Emily. Po tych słowach poszłyśmy do jadalni. 

Rozdział 5: "Pierwszy dzień w szkole"[]

Wstałam dzisiaj o 08.00. Do szkoły miałam na 09.00 a do śniadania miałam jakieś 30 minut. Spojrzałam na plan lekcji. Dzisiaj mam mieć 7 lekcji: dwa polskie, zajęcia artystyczne, biologię, matematykę, niemiecki i w-f. Spakowałam swoją nową torbę. Włożyłam tam wszystkie potrzebne książki, zeszyty i piórniki. Wzięłam również telefon, trochę monet, swój dziennik i Kryształ. Ubrałam się tak jak zwykle, bo mundurek zakłada się tylko w ważne dni takie jak rozpoczęcie roku, zakończenie, testy gimnazjalne lub inne uroczystości. Wyszłam z domu o 08:25. Punktualnie stawiłam się u Emily na śniadanie. Dzisiaj dostaliśmy płatki z mlekiem. A raczej dostałyśmy:

- Gdzie Jerremy? - zapytałam się dziewczyny.

- Już w szkole, zaczyna dzisiaj wcześniej niż my - odpowiedziała mi siostra lisa.

- Spoko.

- Vera zapomniałam ci powiedzieć, nasza wychowawczyni to pani Brown, uczy nas chemii.

- Jasne, dzięki.

- I nie będziemy mogły razem siedzieć. Od początku roku szkolnego siedzę z Lily, ale na chemii i fizyce są ławki trzyosobowe, a siedzimy tylko we dwie więc będziesz mogła z nami siąść. No i sama siedzę na informatyce. 

- Spokojnie, poradzę sobie.

Parę minut później. Stałyśmy przed salą od polskiego.Okazało się, że na przeciwko nas ma lekcje Jerremy. Ale nie to było najgorsze. Wzbudziłam powszechną sensację. Chłopaki i dziewczyny strasznie się na mnie gapili. No może poza jednym. W kącie zauważyłam białego nietoperza z szarymi włosami. Ubrany był w czarną bluzkę z krótkim rękawem, z narysowaną, białą czaszką. Miał też czarne spodnie i rękawiczki. Na jego szyi była czarna kolia z ćwiekami. Takie same miał buty i bransoletki. Chłopak poczuł mój wzrok, gdyż popatrzył się na mnie. Jego oczy okazały się fioletowe. Jego wzrok mówił jedno, że na pewno nie zostaniemy przyjaciółmi. Nagle zadzwonił dzwonek.

- Masz wyciszony telefon? - spytała się mnie Emily.

- Tak.

Po chwili przyszedł nauczyciel. Był to ciemnobrązowy kojot. Wszyscy weszli do środka. Nauczyciel zauważył mnie. 

- A więc to ty jesteś nową uczennicą? - zwrócił się do mnie.

- Tak - odpowiedziałam mu.

- Chodźmy, lekcja się już powinna zacząć - powiedział wchodząc do klasy. Poszłam za nim. - A więc ty jesteś Jeżyca Veronica?

- Tak.

- Jestem pan Clark, będę uczył cię polskiego. Niestety jest tylko jedno wolne miejsce w klasie, obok Edwarda Terry'ego. To ten biały nietoperz ubrany na czarno. Od teraz tam jest twoje stałe miejsce.

- Dobrze - odpowiedziałam i udałam się we wskazanym kierunku. Usiadłam obok chłopaka. On odsunął się trochę ode mnie. Uważnie słuchałam na lekcji. Jednak mojej uwadze nie unikały ciekwaskie spojrzenia innych uczniów. Zauważyłam nawet Emily. Siedziała z jakąś myszką.

"To pewnie ta Lily o której mi mówiła".

Lekcja bardzo szybko minęła, tak jak kolejne. Okazało się, że na polskim i zajęciach artystycznych muszę siedzieć z Edwardem. Była właśnie przerwa przed biologią, gdy coś przykuło moją uwagę. Otóż na drugim końcu korytarza zauważyłam kotkę i lemurzycę z mojej klasy oraz jakiegoś chłopaka, którego nie widziałam. Pomiędzy nimi dało się zauważyć jakąś postać. Dzięki Kryształowi w mojej torbie, mogłam wyczuć, że ta osoba się boi. Bez zastanowienia ruszyłam w ich stronę. Gdy już byłam blisko, udało mi się usłyszeć co mówili.

- No proszę, nasz słabeusz się boi? - mówiła kocica z nutą drwiny w głosie.

- Haha jak widać. Ale trzeba mu przecież pokazać co się dzieje z tymi, co nas lekceważą - dopowiedziała lemurzyca.

- Bierz się do roboty, James.

- Z przyjemnością - odpowiedział zielony jastrząb.

Właśnie miał uderzyć tamtego chłopaka, który okazał się żółtym wilkiem i był od nas młodszy, gdybym ja nie stanęła pomiędzy nimi i nie zablokowała jego ciosu. Cała czwórka się zdziwiła.

- No proszę, proszę, nowa. Nie wchodź nam w drogę - odpowiedziała mi niebieska kocica.

- Bo co? Co mi zrobisz?

- Potraktujemy cię gorzej od niego - odpowiedziała mi, wskazując jednocześnie na chłopaka, którego broniłam.

- Jasne, uwaga bo się boję - odpowiedziałam.

- Sama się o to prosiłaś - powiedział jastrząb. Szykował się do zadania mi ciosu, ale ja byłam szybsza. Zaatakowałam go jednym z ciosów Kung Fu. Chłopak nie miał szans się obronić. Powaliłam go. Usłyszałam szmer zdziwienia i podziwu. Można było nawet usłyszeć w nim nutkę strachu. Chłopak podniósł się i popatrzył się na mnie swoimi, szeroko otwartymi oczami.

- Masz przechlapane - stwierdziła lemurzyca.

- Nigdy ci tego nie zapomnę, upokorzę cię. Zniszczę twoje życie - mówiła wściekła kotka.

- Proszę bardzo, możesz spróbować. Ale nie radzę bo oberwiesz o wiele mocniej od niego - i wskazałam głową jastrzębia. W moim głosie słychać było opanowanie, oschłość i chłód. To ich chyba wystraszyło, bo szybko odeszli. Odwróciłam się w stronę wilka.

- Dzięki - odpowiedział chłopak.

- Nie ma za co.

Wiedziałam, że wszyscy się na mnie patrzą, ale poczułam jakieś inne spojrzenie. Odwróciłam głowę. Za tłumem stał Edward. Jego mina świadczyła, że tak jak ja ukrywa się z emocjami. Ale z jego oczu wyczytałam wszystkie emocje nim targające. Był tam szok, zaskoczenie i chyba podziw. W końcu rozległ się dzwonek. Przeszłam przez tłum, który ustępował mi drogi i poszłam w kierunku klasy biologicznej.

Rozdział 6:  "Zalotnik"[]

Wstałam o 07:00. Musiałam się przygotować na śniadanie u Emily. Dzisiaj miałam mieć matematykę, fizykę, biologię, angielski, chemie, historię i WOS. Czyli przez prawie cały dzień musiałam siedzieć z Edwardem. Spakowałam się i okazAło się, że mam jeszcze bardzo dużo czasu. Zabrałam się za sprzątnie jednego pokoju na górze. Gdy skończyłam, musiałam już wychodzić. W szkole. Pierwsze trzy lekcje minęły mi spokojnie. Nie mogłam tego powiedzieć o długiej przerwie. Siedziałam pod klasą i coś pisałam w swoim dzienniku, gdy ktoś do mnie podszedł.

- Hey, ty jesteś Jeżyca Veronica? - zapytał się mnie jasnobrązowy nietoperz z białą skórą. Chłopak miał bląd włosy, zielone oczy i ciągle się uśmiechał. Ubrany był w białą koszulę, długie, szare spodnie i biało-czerwono-czarne buty.

- Tak a ty to kto? - zapytałam się go.

- Jestem Nietoperz Mason Terry. Siedzisz praktycznie na wszystkich lekcjach z moim bratem.

- No tak, a ciebie kojarzę. To za tobą ciągle ugania się ta niebieska kotka, za którą bezmyślnie podąża jej najlepsza przyjaciółka.

- Mówisz o Amandzie i Tamarze, moich dwóch najlepszych przyjaciółkach.

- No cóż, radzę ci lepiej dobierać przyjaciół - po tych słowach powróciłam do pisania w dzienniku.

- Nie przywykłem do tego, że ktoś nie zwraca na mnie uwagi - mówił dalej Mason. - Zaintrygowałaś mnie, jesteś jedyną dziewczyną, która mnie nie zauważa.

- No cóż - powiedziałam wstając. - Tak się składa nie interesują mnie takie osoby jak ty. Wole być na uboczu - chciałam odejść, ale Mason zagrodził mi drogę i przycisnął mnie do ściany.

- Doprawdy? A to wielka szkoda. Idealnie byś do nas pasowała, do mnie. Wiesz dlaczego nie odpowiadam na zaloty Amandy? Na początku bo po prostu mi się nie chciało, ale od wczoraj to się zmieniło. Siedzisz w mojej głowie cały czas, to ciebie chcę.

Kątem oka zauważyłam, że zbliżają się do nas Emily, Jerremy, Lily i jeszcze jakaś króliczka. Chyba chcieli mi pomóc. Byłam bezradna. Co prawda mogłam użyć któregoś z ciosów Keysi, Kung Fu, Karate lub Aikido. Właśnie się gotowałam by go uderzyć w samoobronie. Mason przewidział to. Złapał mnie za szyję, ale tak, że nikt poza nami tego nie widział.

- Lepiej nie próbuj maleńka. Jesteś moja, jasne?

Wiedziałam że teraz jak coś zrobię, to on zacznie mnie dusić. Stałam i nic nie robiłam. Nagle złapał Masona za ramię. Chłopak odwrócił się i oberwał w twarz. Ten ktoś, kto go uderzył, odciągnął nietoperza ode mnie. Ciężko było mi ukryć zdziwienie. Mason właśnie miał się na mnie rzucić, gdyby mój "obrońca" nie zasłonił mnie własnym ciałem. Wtedy dotarło do mnie, kto nim jest. Był to Edward, brat Masona.

- Tknij ją chociaż palcem, a złamię ci rękę - powiedział chłopak. Jego głos sprawiał wrażenie opanowanego, ale ja dokładnie usłyszałam w nim wściekłość.

- Odsuń się, ja chce tylko jej - powiedział blondyn.

- Powiedziałem ci coś i zamierzam spełnić swoją groźbę - mówił złowrogo Edward.

Mason jak widać posłuchał się go, bo odszedł. Edward odwrócił się w moją stronę. Jego wyraz twarzy był taki sam jak zwykle, nie wyrażał żadnych emocji. Ale w jego oczach widać było wściekłość jak nie furię i iskierki czego, co ciężko było mi ocenić. Ulgi?

- Mason na co dzień taki nie jest. Zachowuje się tak, gdy czegoś naprawdę bardzo chce a nie dostaje tego.

- Jasne, nie prosiłam o pomoc. Sama dałabym sobie radę.

-  Na pewno - odpowiedział ironicznie. - Mógłby cię udusić. 

- A ty co tak nagle zacząłeś się mną interesować? - zapytałam się go.

Nie odpowiedział. Miałam odejść , ale zagrodził mi drogę ręką. Zwróciłam się w jego kierunku. Przybliżył swoją twarz do mojej.

- Radzę ci uważać, Veronico. Wiele osób chciałoby się znaleźć blisko ciebie. Ale większość raczej się ciebie boi. Mimo wszystko znajdą się takie osoby jak mój braciszek.

- Na przykład kto? Kto niby chce się znaleźć blisko mnie, ale się mnie boi? A najlepiej mi powiedz, kto się nie boi poza twoim bratem?

Chłopak milczał.

"Mój narzeczony" - odpowiedziałam sobie w myślach.

- Muszę ci uświadomić, że nie jestem zwykłą dziewczyną. Potrafię być groźna. Umiem się obronić. Nie potrzebuję ochroniarzy. I ostrzegam cię, jestem zdolna do wszystkiego - mówiłam, przybliżając swoję twarz jeszcze bliżej. Czułam wściekłość. Wiedziałam, że może zobaczyć to w moich oczach. Patrzył się na mnie i w jego oczach również płonął gniew.

- Doprawdy? Ulżyło mi, bo myślałem, że będę musiał za tobą wszędzie chodzić by cię chronić bo sama nie dasz rady - odpowiedział zgryźliwe, opuszczając rękę.

Odeszłam, jednak coś w środku mnie tego nie chciało. Coś we mnie krzyczało, że chce być tak blisko Edwarda, jak wcześniej. Nie wiedziałam co to jest. Szybko wyrzuciłam te myśli z głowy i poszłam na lekcje.

Reszta lekcji minęła szybko i spokojnie. Edward unikał mnie tak, jak ja jego. Emily i Jerremy bardzo chcieli wiedzieć, co się wydarzyło pomiędzy mną, Masonem i Edwardem, ale powiedziałam, że im później opowiem. Natomiast oni przedstawili mi swoje przyjaciółki. Były to Myszka Lily Chase, jej mama jest sekretarką i Króliczka Ashley Belent. Są one dla siebie BFF. Ashley nie znałam tylko dlatego, że chodzi do klasy z Jerremy'm. Okazało się, że obie są moimi fankami. To znaczy Ashley tak twierdziła. Króliczka jest w żeńskiej drużynie bejsbolowej. Natomiast Lily jest najlepszą uczennicą w naszym roczniku. Dowiedziałam się również, że Edward i Mason są bliźniakami niejednojajowymi a ich ojciec to zastępca dyrektora. Po szkole poszłam z lisami do mnie. Udało nam się sprzątnąć strych, piwnicę, ostatni pokój na piętrze i szopę. Nie mając co robić, Emily zadzwoniła do ojca by przywiózł nam potrzebne rzeczy do pomalowania ścian, wymienienia podłogi, okien i drzwi. Gdy na niego czekaliśmy, odrobiliśmy lekcje. Po półgodzinie przyjechał pan Verten. Nie był sam. Przywiózł ze sobą pomocników. Z ich pomocą podłoga, okna i drzwi były wymienione w 4 godziny. Udało nam się pomalować wszystkie pokoje na dole. Również wymienili mi ogrodzenie i furtę, prowadzącą do mojego domu. Następnie poszliśmy na kolację. Z domu lisów zamówiliśmy meble, które mają jutro przywieźć. Tak się składało, że jutro mamy dzień wolny. Zostałam u Vertenów jeszcze chwilę a do domu wróciłam na 22. Od razu poszłam spać, wcześniej przebierając się piżamę. Jednak jakieś światło nie pozwalało mi usnąć. Dobywało się z mojej torby. Otworzyłam ją. Był to Kryształ. Ostrzegał mnie. 

"Jutro coś się wydarzy. Nie jestem pewna czy coś złego czy dobrego" - powiedziałam w myślach.

Po tych słowach zasnęłam.

Rozdział 7: "Wróg i nowa pomoc"[]

Obudziłam się o 08:00. Śniadanie miało się zacząć za 10 minut, dlatego szybko się ubrałam i poszłam do Emily. Na śniadanie pani Clary zaserwowała nam dzisiaj kanapki z miodem i do tego kakao. Gdy skończyliśmy jeść, Emily skoczyła na górę, po pędzle i poszliśmy do mnie. Gdy już byliśmy na miejscu, poszliśmy na górę i zajęliśmy się malowaniem ścian. Zaczęliśmy od mojego pokoju.

- Wiecie co? - powiedziała Emily.

- Co? - spytał się jej Jerremy.

- Coś mi przeszkadza ta cisza. Veronico, mogę puścić muzykę z telefonu?

- Jak chcesz - po tych słowach lisica przerwała malowanie, wyciągnęła telefon i puściła jakąś piosenkę. 

Do 12 pomalowaliśmy wszystkie pokoje i akurat zrobiliśmy sobie przerwę, gdy poczułam, że coś się zbliża.

- Uważaj! - i rzuciłam się na Emily. Obie upadłyśmy na podłogę, 30 centymetrów od miejsca w którym stała Emily. Moje przeczucie okazało się prawdziwe. Tam gdzie wcześniej stała lisica, wpadła jakaś postać, robiąc dziurę w dachu. Chwilę później pojawił się też robot, który jeszcze bardziej zniszczył dach. Postać, która pierwsza wpadła, szybko wstała i odparła atak robota. Okazało się, że jest to czerwona kolczatka. Chłopak uderzył robota pięścią tak, że wypadł przez tą dziurę, którą sam zrobił. Chwilę później kolczatka skoczyła za swoim przeciwnikiem. 

Strasznie się zdenerwowałam. Podbiegłam do mojej torby, którą wzięłam z domu. Wzięłam z niej kilka pasów. Jeden zapięłam na pasie, dwa na udach i dwa na łydkach. W odpowiednie miejsca włożyłam sztylety i specjalne noże. Sztylety były na największym pasie, a noże na pasach znajdujących się na nogach. Gdy byłam gotowa, wybiegłam z domu. Rozejrzałam się po okolicy. Niedaleko mojego domu trwała walka. Pobiegłam w tamtym kierunku. Jakiś robot powalił króliczkę. Właśnie miał zrobić z niej krawą miazgę, gdybym nie rzuciła jednym z noży. Czystym fartem, trafiłam w jego słaby punkt i robot zniszczył się. Dziewczyna ze zdziwieniem odwróciła się w moją stronę.

- Nic ci nie jest? - zapytałam się jej.

- Nie, dziękuję - odpowiedziała, wstając.

Pobiegłam dalej i zaczęłam rozwalać po kolei każdego robota.

- Za tobą! - usłyszałam czyiś krzyk.

Odwróciłam się. Robot właśnie miał do mnie strzelić gdyby nie...Edward! Nietoperz pojawił się znikąd, ratując mnie.

- Dzięki, ale nie musiałeś - powiedziałam do niego.

Odwrócił się w moją stronę i zamarł. Wiedziałam dlaczego. Byłam uzbrojona.

- Uwaga! - powiedziała Emily. I uderzyła jakiegoś robota kijem. Bardzo wprawnie się nim posługiwała, do tego używała jakiś technik. Pobiegłam jej pomóc.

- Emily, nie mówiłaś mi, że umiesz walczyć. Czy ty przypadkiem nie używasz Judo?

- Tak, a do tego w domu mam Roku-shaku-bo, ale ten kij całkiem nieźle go zastępuje. A ty czemu mi nie powiedziałaś o tych sztyletach i nożach. Oraz jakiego stylu używasz?

- No cóż, znam Keysi, Kung Fu, Karate i Aikido, ale lubię je ze sobą mieszać. A gdzie twój brat?

- Chyba nie walczy. Nie lubi przemocy, ale spokojnie, umie sobie poradzić. 

- No to dobrze...-urwałam w połowie zdania. Zauważyłam różową jeżycę, która była w tarapatach. Co prawda pomagał jej niebieski jeż, ale nie zauważyli, że jeden z robotów do nich celuje. Jedyne co mi przyszło do głowy, to ich zasłonić. Pobiegłam w ich kierunku przy okazji robiąc gwiazdy i salta po to, by ominąć pociski innych robotów. Na moje szczęście i nieszczęście udało mi się ich zasłonić. Na szczęście bo nic im się nie stało,a na nieszczęście bo robot trafił w moje lewe ramię. Zacisnęłam zęby. Właśnie szykowałam się do ataku gdy ktoś przywalił robotowi kijem ob bejsbola. Okazało się, że była to Ashley.

- Hey, chyba nie zapomnieliście o nas? - zapytała się wesoło króliczka. Nie zauważyła, że za nią jest robot, który w nią celuje. Ale ja byłam szybsza. Rzuciłam w jego kierunku nóż, który wbił mu się w głowę. Robot zaczął tryskać iskrami.

- Udało ci się uszkodzić jego procesor. Niech wszyscy się odsuną! - powiedziała Lily.

Wszyscy jej się posłuchali i nikt tego nie żałował. Po chwili robot wybuchł.

- No dobra, kto jest odpowiedzialny za te przeklęte roboty?! - powiedziałam głośno.

- Ja! - odpowiedział z góry jakiś męski głos.

Zwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Właścicielem głosu okazał się człowiek o brązowych wąsach, z okularami i czerwonym garniturze. Latał on na jakimś mniejszym statku w kształcie jajka.

- A ty to kto? - zapytałam się go.

- Dr Eggman. Największy przestępca i największy wróg Sonica - odpowiedział Eggman.

- No cóż, powiem tyle, masz przechlapane - i rzuciłam w jego kierunku nożem. 

Mężczyzna ledwo co uniknął mojego ciosu.

- Roboty, brać ich! - krzyknął doktor.

Zaczęła się kolejna walka. Domyśliłam się, że będzie trwać, dpuki nie rozwalimy wszystkich robotów. Jednak przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

- Edward, nie wierzę, że to mówię, ale mógłbyś mnie podrzucić na statek Eggamna? - spytałam się chłopaka.

- Nie jestem w stanie polecieć. Mogę ci zrobić stopkę a ty się od niej wybijesz.

- Dobra - i ustawiliśmy się. Gdy chłopak był gotowy, rozpędziłam się i wskoczyłam na stopkę, po czym się odbiłam. Zrobiłam jedno salto w powietrzu i wylądowałam na statku Eggmana. Mężczyzna się tego nie spodziewał i właśnie miał coś zacząć wciskać, ale rzuciłam w panel sterowania nożem, powodując jego zepsucie. Eggmana zamurowało. Ja wykorzystałam tą okazję i kopnęłam go w szczękę, przez co, doktor wyleciał ze statku. Właśnie miałam z niego wyskoczyć, gdy wybuchł. Jeden z odłamków trafił mnie w ranne ramię. Spadałam. Miałam małe szanse na to, iż uda mi się dobrze wylądować.

-Rouge, łap ją! - odezwał się jakiś głos.

Następnie poczułam jak ktoś łapie mnie za ręce. Chwyciłam się tej osoby. Okazało się, że to biała nietoperzyca. Bezpiecznie odstawiła mnie na ziemię.

- Dzięki - powiedziałam.

- Spoko - odpowiedziała.

Po chwili przybiegli wszyscy, co brali udział w walce. Mogłam się im dokładnie przyjrzeć. Wśród tych osób poza moimi znajomymi, różową jeżycą, niebieskim jeżem, króliczką i białą nietoperzycą znajdowali się też: czarny jeż, żółto-biały lis z dwoma ogonami i czerwona kolczatka.

- Dzięki wielkie za pomoc. Jestem Jeż Sonic - powiedział do nas, czyli do mnie, Emily, Jerremy'ego, Edwarda, Ashley i Lily, niebieski jeż. - To są moi przyjaciele, Jeżyca Amy Rose, Lis Miles "Tails Prower, Jeż Shadow, Króliczka Cream, nietoperzyca Rouge i kolczatka Knuckles. A wy kim jesteście?

Moi znajomi spojrzeli na mnie. Zrozumiałam, że to ja mam udzielić odpowiedzi.

- Jestem Jeżyca Veronica a to Lisica Emily Verten, jej brat, Lis Jerremy Verten, Nietoperz Edward Terry, Myszka Lily Chase i Króliczka Ashley Belent.

- Czy przypadkiem nie wpadłem do twojego domu? - spytał się mnie Knuckles.

- Tak, akurat wtedy, gdy już wszystko było gotowe by wstawić meble - odpowiedziałam.

-Przepraszam - odpowiedział.

- No cóż, nie dość, że kolejną noc spędzę na materacu, to jeszcze będę mieć dziurę w dachu.

- A może ci pomożemy? - zaproponował Sonic.

- Tak, w ten sposób ci się odpłacimy za zniszczony dach - dopowiedziała Amy.

- No...dobra - odpowiedziałam im. 

- My też pomożemy - powiedziała Ashley.

- Ja też mogę pomóc - dopowiedział Edward.

"Tego się nie spodziewałam"- mówiłam w myślach. "Edward chce mi pomóc? Coś nowego".

- Dobra, chodźcie za mną - i zaprowadziłam ich do mojego domu. 

Podzieliliśmy się obowiązkami. Chłopaki i Rouge naprawiali dach, a dziewczyny sprzątały i malowały ściany od nowa. Byliśmy w połowie sprzątania, gdy Emily zaczęła coś nucić. Rozpoznałam jedną z piosenek z jej telefonu. Miała tytuł bodajże Ooh la la.

You don't have to look lika a movie star                                                                                                           Ooh Ithink you're good just the way you are - zaczęła śpiewać Emily

Tell me if you colud would you up and run away with me?

You don't have to roll like a millionair - dołączyła do niej Ashley.

Baby I would go with you anywhere                                                                                                                   We don't need no gold, we'll be shining anyway, you'll see - zawtórowała im Lily.

You know can nobody get down like us                                                                                                             We don't stop till we get enough - dodała Amy.

C'mon, turn it up till the speakers pop                                                                                                           Break it down, show me what you've got - przyłączyła się Rouge.

Ooh my my baby don't be shy                                                                                                                             I see that spark flashing in your eye - dołączyła Cream

My heart beats fast cause I want it all                                                                                                               So baby come with me and be my ooh la la

Take my hand, we can go all night                                                                                                                       And spin me round just the way it all                                                                                                                     It feels so good, I don't wanna stop                                                                                                                     So baby come with me and be my ooh la la

You don't have to wear no designer clothes                                                                                                       Just as long as we're dancing on the floor                                                                                                   Fingers in my hair and I'm letting go tonight, so free

You know can nobody get down like us                                                                                                             We don't stop till we get enough                                                                                                                   C'mon, turn it up till the speakers pop                                                                                                           Break it down, show me what you've got                                 

Ooh my my baby don't be shy                                                                                                                             I see taht spark flashing in your eye                                                                                                                   My heart beast fast cause I want it all                                                                                                                 So baby come with me and be my ooh la la            

Take my hand, we can go all night                                                                                                                   And spin me round just the way I like                                                                                                                   It feels so good, I don't wanna stop                                                                                                                     So baby come with me and be my ooh la la

Ooh my my baby don't be shy                                                                                                                             I see that spark flashing in your eye

Ooh my my baby don't be shy                                                                                                                             I see that spark flashing in your eye                                                                                                                   My heart beats fast cause I want it all                                                                                                                 So baby come with me and be my ooh la la                            

Take my hand, we go all night                                                                                                                             And spin me round just the way I like                                                                                                                   It feels so good, I don't wanna stop                                                                                                                     So baby come with me and be my ooh la la                                                                                                       So baby come with me and be my ooh la la                                                                                                         So baby come with me and be my ooh la la - śpiewały wszystkie dziewczyny.

Może i nie wszystkie miały najlepsze głosy, ale najważniejsze było to, iż miały z tego dobrą zabawę. Chłopakom jak widać też się podobało. Po śpiewie dziewczyn, usłyszałam dzwonek do drzwi. Mój pokój był prawie w idealnym stanie, jeszcze tylko trzeba było popracować nad dachem. Poszłam otworzyć drzwi. Okazało się, że to dostawca mebli. Zapłaciłam i zawołałam paru chłopaków. Przyszły też dziewczyny.

- Trzeba ustawić meble. Zajmiemy się najpeir kuchnią, później łazienką, salonem i jadalnią. Natępnie zajmiemy się piętrami wyżej.

Gdy skończyliśmy ustawiać wszystko w kuchni i łazience, dach był skończony i reszta przyszła nam pomóc. Udało nam się z tym uwinąć do 20.

- Czyli został już mi tylko ogród - powiedziałam.

- Jak wiadać. No i uzupełnić lodówkę itp. - powiedziała Ashley.

- Ale już na dzisiaj damy sobie spokój, nasza mama zostawiła nam trochę jedzenia i picia. Zasłużyliśmy sobie na odpoczynek - dopowiedziała Emily. Wszyscy rozsiedliśmy się w salonie. Chwilę tak posiedzieliśmy. Nagle zaczęło mnie piec lewe ramię. Udałam się do łazienki. Zdjełam narzutkę i obejrzałam ramię. Nie dośc że było rozcięte i leciała z niego krew, to jeszcze było poparzone. Włączyłam zimną wodę w kranie, by chcociaż na chwilę sobie ulżyć.

- Użyj tego - usłyszałam jakiś głos. Odwróciłam się w stronę drzwi. Stała w nich Amy a w ręce trzymała woreczek z:

- Lód? Jesteś pewna? No wiesz, coś jeszcze trzeba zrobić z rozcięciem - powiedziałam.

- Krew zaraz zaschnie, a ty nie potrzebie będziesz cierpieć - i podała i woreczek.

Wziełam go i przyłożyłam to oparzenia. Poczułam natychmiastową ulgę.

- Dzięki.

- To ja dziękuję za uratowanie mojego i Sonica życia - odpowiedziała jeżyca.

- To nic takiego. Sami narażacie swoje by chronić innych.

- No tak, ale to taka jakby nasza praca. A ty chyba chodziszdo szkoły. Nie twoim obowiązkiem ochrona Mobiusa.

- No cóż, może nie Mobiusa, ale ogólnie się z tobą nie zgadzam. A teraz jeśli nie masz nic przeciwko, idę się umyś i położyć, bo jestem strasznie zmęczona.

- Jasne, powiem reszcie i zaraz sami pójdziemy.

Po tych słowach poszłam na górę. Umyłam się w tamtej łazience i przebrałam w piżamę. Była to krótka, ciemnoczerwona bluzka na ramionczkach i czarne, krótkie spodenki. Następnie poszłam spać.

Rozdział 8: "Nieoczekiwana przemiana"[]

Minęło już trochę czasu od ostatniego ataku Eggmana. Dzisiejszy dzień zapowiadał się spokojnie. Nic nie wskazywało na dzisiejsze wydarzenia. Akurat dzisiejszego dnia, wszyscy byliśmy ubrani w mundurki, bo nasza szkoła obchodziła 85-lecie od czasu jej powstania. Dzisiaj wszyscy lekcje mieli do 12, a następnie był godzinny apel. A przynajmniej takie były plany.

- Nie mogę się doczekać. Nasze klasy stoją obok siebie, to będziemy mogły się ze sobą komunikować - mówiła podescytowana Ashley.

- Na mnie nie licz. Zamierzam słuchać apelu.

- Ale..ale...

- Żadnego ale. Tak będzie i koniec kropka - powiedziałam do króliczki.

- Hej, Veronica! Mogę z tobą porozmawiać? - podszedł do nas Mason.

- No dobrze - odeszliśmy na stronę. - Czego chcesz?

- Chciałbym cię przeprosić. Okropnie się zachowałem przy naszym spotkaniu. Proszę, zapomnij o tamtym i zostańmy przyjaciółmi.

- Zapomnieć to zapomne, ale przyjaciółmi raczej nie zostaniemy.

- Będę się starać, żeby zyskać twoją przychylność.

- Dobra, to tyle?

- Tak.

- To ja już pójdę do reszty - i odeszłam. Kątem oka zuważyłam, że Edward się nam przyglądał. Chwilę później, wszyscy zebrali się na placu przed szkołą na apel. Wszystko przebiegało pomyślnie. Przynajmniej przez pół godziny. W połowie apelu stało się coś nieoczekiwanego. Ktoś zaczął strzelać do nas. Zaczął unosić się kurz, tworząc taką jakby mgłę. Ludzie zaczęli uciekać, szukać schronienia, poza mną. Gdy pył opadł, zauważyłam, że tym kimś kto nas zaatakował był nie kto inny jak Eggman ze swoimi robotami.

- Hohohohoho, koguż my tu mamy? Veronica, cóż za miłe spotkanie.

- Eggman, dla informacji, wcale się nie stękniłam za twoją osobą - odpowiedziałam mężczyźnie.

-No cóż, bywa. Ale nie po to tu przyszedłem. Chciałbym złożyć ci propozycję. Jesteś doskonałą wojowniczką i byłabyś idealną bronią przeciwko Sonicowi. Chcę, byś do mnie dołączyła. Razem podbijemy świat i stworzymy potężne Imperium Eggmana.

- Hymm - zamyśliłam się. - Ty myślisz że jestem na tyle głupia by się zgodzić? Błagam cię. Nawet gdyby zależało od tego moje życie bym się nie zgodziła - odpowiedziałam mu.

- Jak chcesz, roboty, brać ją!

Jego wytwory ruszyły na mnie. Nie miałam moich broni więc musiałam sobie jakoś inaczej pomóc. Do walki dołączyła jeszcze Ahley, zabierając jeden z kijów bejsbolowych, Emily biorąc jakiś długi kij z ziemi i Edward atakując pięściami. Walka była zacięta. Nagle:

- Veronica, łap! - to była Amy. Rzuciła w moją stronę długi nóż.

Złapałam go w powietrzu i zaatakowałam najbliższego robota. Dołączyli do nas Sonic, Amy, Knuckles, Rouge i Shadom. Cream tylko się przyglądała.

- Gdzie jest Tails? - zapytałam się Rouge, która była najbliżej mnie.

- Poleciał po Szmaragdy Chaosu - odpowiedziała mi nietoperzyca.

- Po co? 

- To nie jest dobre miejsce na tłumaczenie.

Zajęłam się walką. Przeniosła się już ona aż na klif. Oczywiście nie brakowało gapiów. Bardzo wiele osób, które przyglądało się naszej walce, pochodziło z naszej szkoły. Wśród tłumu zauważyłam Masona, Jamesa, Amandę, Tamarę i pare innych osób.

- Uważaj! - krzyknęłam do Emily. Nie dałaby rady się obronić przed kolejnym napastnikiem gdymy Jerremy nie uderzył czymś w robota. Nie byłam w stanie dostrzec co to było, bo sama miałam krucho. Po jakimś czasie usłyszałam dziwny hałas. Spojrzałam na niebo. Leciał tam jakiś samolot. Osoba, która nim prowadziła to był, jak się okazało, Tails. Zaczął strzelać do robotów. Wylądował niedaleko mnie.

- Sonic! Shadow! Szybko, mam Szmaragdy - i wyciągnął worek z siedmioma kamieniami. Gdy dwa  jeże podeszły bliżej, Szmaragdy wyleciały z worka i otoczyły chłopaków. Zaczęli się zmieniać. Ich futro zrobiło się żółte, otaczała ich też poświata w tym samym kolorze. Ocz zrobiły się czerwone.

- Wkońcu, czas skopać Eggmana - powiedział Sonic.

- Sonic, popatrz - powiedział Shadow.

Jeże patzyli się na Szmaragdy. Po chwili poleciały one w moją stronę. Otoczyły mnie i zaczęły okranżać. Poczułam dziwną moc, która pulsowała w Szmaragdach i przepływała przeze mnie. Zamknęłam oczy. Czułam, że się zmieniam. Gdy je otworzyłam, wszyscy wpatrywali się we mnie.

- Veronica? Czemu nam nie powiedziałaś? - odezwał się Tails.

- Ale o czym?

- Że potrafisz się zmienić w formę Super - powiedział Shadow.

- Formę Super? Ale o co chodzi? - mówiłam lekko skołowana.

- Spójrz - powiedziała Cream i wskazała na szybę, w której było widać moje odbicie.

Byłam inna. Moje futro, kolce i skóra stały się żółte. Byłam ubrana w podobną sukienkę co Amy, tylko że żółtą. Moje buty również były tego koloru. Tak jak powieki. Oczy były natomiast czerwone. Jedyne co zostało z mojej normalnej formy to kolia, która nie zmieniła koloru.

- Ja, nic nie wiedziałam - powiedziałam.

- To nie ma znaczenia. Pomożesz nam skopać Eggmana - powiedział Sonic.

Całą trójką wzbiliśmy się w powietrze.

- RT-600, bierz ich! - powiedział doktor do największego robota. 

Zaczęła się walka. Najpierw zaatakował Sonic za pomocą Spin Dashu, później Shadow za pomocą Włóczni Chaosu. Ja natomiast zrobiłam tak jak Shadow. Nic to nie dało. Całą trójką zaatakowliśmy Spin Dashem. To również nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Następnie robot wystrzelił w naszą stronę pociski. Chłopaki ominęli je, a ja wyciągnęłam przed siebie rękę, wiedzona jakimś impulsem. Okazało się, że potrafię wytwarzać pole ochronne. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, jak zniszczyć robota.

- Chłopaki słuchajcie, wiem jak go rozwalić! - powiedziałam.

- Jak? - zapytali się jednocześnie.

- Muszę się wzbić wyżej i wytworzyć kulę energii. Będę przelewać w nią swoją moc aż wkońcu nie będzie na tyle silna, by doszczędnie zniszczyć robota. Jednak potrzebuję trochę czasu i skupienia. Możecie zająć czymś robota?

- Jasne - odpowiedzieli i ruszyli na przeciwnika. Ja poleciałam trochę wyżej. 

Skupiłam się. Sięgnęłam wgłąb siebie i uformowałam kulę z mojej energii. Zaczełam w nią przelewać moc formy Super.Czułam, że moja aura musiała mocniej rozbłysnąć. Gdy byłam pewna, że kula jest dostatecznie silna, otworzyłam swoje oczy. Rozbłysłam. Teraz moja aura kształtem przypominała ogień, który mnie otacza. Żółty ogień. Wszyscy się na mnie patrzyli. Rzuciłam kulę prosto w robota. Kontakt z moim pociskiem spowodował, że wybuchł.

- Udało ci się! - powiedział Sonic, podlatując do mnie.

- Tak - odpowiedziałam. Byłam wyczerpana. Mój wyczyn kosztował mnie wiele mocy. Zamknęłam oczy, przechyliłam się do tyłu i zaczęłam szybko spadać. Czułam, że moc mnie opuszcza, że zmieniam się w normalną formę. Kierowałam się w morze. Jeże nie były w stanie mnie dogonić. Nastała ciemność i cisza.


- O matko, Veronica! - powiedział ktoś.

- Co jej jest? - spytał się kolejny głos.

- Nie jestem pewny. Gdy spadała musiała stracić przytomność. - odpowiedział kolejny głos, który słyszałam wyraźniej.

"Uch co jest? Czemu jestem taka wyczerpana?" - pytałam siebie w myślach.

Odwróciłam głowę w lewo i otworzyłam lekko oczy.

- Veronica! Wkońcu! Tak się martwiłam! - mówił pierwszy głoś, który należał do Emily.

-  Napędziłaś nam wielkiego stracha, nie rób tego więcej - odezwał się drugi głos, który jak się okazało należał do Amy.

- Postaram się - odpowiedziałam słabo.

"Coś mi się tu nie zgadza. Czemu unoszę się w powietrzu?" - mówiłam w myślach. 

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie trzyma. Odwróciłam głowę. Osobą, która mnie trzymała okazał się nie kto inny jak Edward.

- Edward? Ty...ty mnie...uratowałeś? - zapytałam się chłopaka.

- Tak. Powinnaś się przyzwyczaić.

- Dziękuje ci - powiedziałam.

- Dziękujesz? I nic więcej? Nic typu "poradziłabym sobie sama" lub "nie musiałeś"?

- Nie. Naprawdę ci dziękuję - powiedziałam.

Czułam, że coś zostało zburzone. Jakiś mur, który nas dzielił. Zostały tylko ruiny. To one nas od siebie odzielały. Wiedziałam, że teraz nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy się zaprzyjaźnili, chociaż to będzie ciężka droga. Uśmiechnęłam się do Edwarda. Następnie zamknęłam oczy i zasnęłam.

Rozdział 9: "Szkolny projekt"[]

Minęło już kilka dni od czasu mojej pierwszej przemiany w formę Super. Od tamtego momentu ludzie w szkole czuli przede mną respekt i szacunek. Moja przyjaźń z Emily i Jerremym się pogłębiła. Dotyczyło to również Ashley i Lily. Myszka stała się częstym gościem w moim domu, gdyż udzielała mi korepetycji. Nie chciała za to nic. Mówiła, że sama możliwość pomocy mi, wystarcza jej. Moje relacje z Masonem również się poprawiły. Chociaż nietoperz próbuje zdonyć moje serce, nie przeszkadza nam to w rozwijaniu naszej przyjaźni. Jednak nie było żadnych postępów, jeżeli chodzi o znajomość z Edwardem. Co prawda nasza relacja już nie jest taka oziębła to daleko jej do mojej przyjaźni z Emily. Dzisiejszego dnia miał rozpocząć się jakiś projekt. Na lekcji wychowawczej, wyszliśmy na plac przed szkołą. Czekała tam na nas grupka innych osób. Dało się zauważyć dwóch nauczycieli, reszta to byli uczniowie z innej szkoły.. Byli od nas młodsi.

- Moi drodzy proszę o ciszę! - rozległ się głos naszej wychowawczyni. - Zapewne wszyscy się zastanawiacie, co tutaj robicie. Otóż w tym roku dyrektorzy naszych szkół wpadli na pomysł, by uczniowie z naszych szkół zaczęli ze sobą współpracować. Otóż dobierzemy was w pary i przydzielimy wam odpowiedni temat, na który macie zrobić pracę. 20 stycznia nastąpi ich prezentacja a najlepsze prace zostaną nagrodzone wyższymi stopniami z odpowiednich przedmiotów.

Wszyscy czekaliśmy w milczeniu. Emily została przydzielona do jakiejś wilczycy, Lily do jakiejś nietoperzycy, Mason jastrzębicy, co wyraźnie niepodobało się Amandzie, która musiała współpracować z kojotem. Tamara dostała lisa.

- Czekasz aż ci kogoś dobiorą? - usłyszałam za sobą głoś.

Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że to Edward.

- Tak, a ty? Już masz parę?

- Ta, jest nim Lis Darren Powell. To ten biały chłopak obok tamtej ciemnoszarej jeżycy - wskazał mi parę, która ze sobą rozmawiała.

- Jeżyca Veronica! - usłyszałam wezwanie. Spojrzałam na Edwarda a następnie poszłam w kierunku nauczycieli.

- Jeżyca Ada Philips - zawołała druga nauczycielka.

Moją partnerką okazała się tamta szara jeżycya, która rozmawiała z białym lisem.

- Waszym zadaniem, będzie napisanie pracy z geografii. Temat to: "Najpiękniejsze, najciekawsze i najrzadsze miejsca na Mobiusie i w świecie". Macie opisywać krajobrazy, ale również zagłębić się trochę w historię, urbanizację oraz kulturę i tradycję.

- Dobrze - odpowiedziałyśmy na raz.

Odeszłyśmy od nauczycieli.

- Jestem Jeżyca Ada - powiedziała dziewczyna.

- Jeżyca Veronica.

- To jak będzie z tym projektem?

- No cóż, dobrze by było byśmy się spotykały w jednym dniu, najlepiej po szkole, raz u jednej a raz u drugiej.

- Jasne, może w piątek? To dzisiaj, o której kończysz?

- 14:30.

- To tak jak ja. Przyjdź dzisiaj po szkole do mnie, ok?

- Może nie zaraz po szkole. Najpierw skocze do domu po książki.

- Dobra, ja również czegoś poszukam u siebie.

- Hey Vera, jaki masz temat? - zapytała mnie Emily,podchodząc do nas.

- Geografia. "Najpiękniejsze, najciekawsze i najrzadsze miejsca na Mobiusie i w świecie". A ty?

- Z języków obcych. "Ciekawe języki". Poza takimi znanymi mogę też dać jakieś języki wymarłe. 

- Ah, spoko. Ada, to moja najlepsza przyjaciółka, Lisica Emily Verten. Emily to jest Jeżyca Ada Philips, moja partnerka.

- Miło mi - powiedziała Ada.

- Mi również, mam nadzieję że będzie wam się dobrze współpracować - powiedziała lisica. - Ej, Lily! - krzyknęła w stronę myszki. Dziewczyna podeszła do nas.

- Jaki masz temat? - zapytałam jej się.

- "Rzadkie i niezwykłe rośliny". Z biologii.

- O, to super. Ja mam geografie, a Emily języki obce - w tej chwili zauważyłam, że blisko nas stoi Edward.

Podeszłam do niego.

- Nie ładnie tak podsłuchiwać czyjąś rozmowę - powiedziałam mu, stojąc z założonymi rękami.

- Powiedziała to dziewczyna, która w domu trzyma zestaw do zabijania - odpowiedział Edward. Jego ton wydawał się...zabawny?

- Hahaha, może łaskawie powiesz mi, jaki masz temat?

- Historia, "Najbardziej tajemnicze, niespotykane i fantastyczne historie i tradycje w świecie". Nie musisz mówić co ty masz. Słyszałem.

- Domyśliłam się. Coś ostatnio za często na ciebie wpadam. Mam wrażenie, że mimo wszystko mnie śledzisz. Mam rację?

- Niestety, dzisiaj ci nie odpowiem. Może kiedy indziej

- Uczniowie, wracamy do szkoły!

Pożegnałam się z Adą i poszłam za moją klasą. Dalsze lekcje minęły mi spokojnie. Po szkole wpadałam do domu tylko po kilka książek. Nie byłam pewna czy wziąść jedną z nich, ale ostatecznie ją też zabrałam. U Ady. 

- No dobra, o jakich masz miejscach? - zapytałam się jej.

- O Mubiusie i pobliskich planetach. A ty?

- Również o tym, ale mam też o Ziemii, Vampirri i planecie Wayland na której mieści się pewne Królestwo.

- O, jakie? - zapytała się ciekawa dziewczyna.

- No cóż. Królestwo nosiło to kilka nazw. Na paczątku było to państwo Waylandów. Następnie było znane jako Królestwo Aniołów. Później zostało włączone do Imperium Śmierci aż w końcu się wyzwoliło. Wcześniej miało taką samą nazwę co przed włączeniem do Imperium. Ale ostatatecznie została ona zmieniona na Królestwo Upadłych Aniołów.

- Wooow, będziemy muisały o tym napisać!

- No tak.

I tak minęła mi reszta dnia. Przy okazji poznałam starszego brata Ady, Louisa. Całkiem dobrze nam się gadało. Omówiłyśmy jakie planety poza Mobiusem i planetą Wayland jeszcze opiszemy. Wymieniłyśmy się też numerami telefonów. Rodzice jeżycy nawet zaprosili mnie na kolację. Dopiero o 22 zorientowałam się, że muszę już iść.

- A może cię podwiozę? - zapytał się mnie pan Philips.

- Nie dziękuję, dam sobie radę.

Wróciłam do domu o 22:30. Gdy szłam, miałam wrażenie, żę ktoś mnie śledzi. W domu szybko się umyłam i poszłam spać.

Rozdział 10: "Mroczny dar 7 Szmaragdów"[]

Minął już cały wrzesień. Trzeba przyznać, bardzo szybko się zadomowiłam. Zyskałam też przyjaciół, których nie miałam na mojej rodowitej planecie. Dzisiaj mijał równy miesiąc, od czasu mojego pojawienia się na Mobiusie i ucieczki z domu. Nigdy nie lubiłam tej daty. 22 wresień, moje urodziny oraz noc, podczas której gwiazda Hadesa jest w najjaśniejsza. Tamtego dnia, miesiąc temu, zostały również ogłoszone moje zaręczyny. Których nie chciałam. Przysięgłam sobie, na wszystkie 13 Kryształów, że się nigdy nie zakocham. Domyślałam, co się dzieje w moim starym domu. Mój narzeczony i jego rodzina rozesłali straż wszędzie, by mnie znaleźli. Pewnie moja rodzina zrobiła to samo. Akurat było już po lekcjach, gdy usłyszałam, że ktoś dzwoni do mnie do domu. Poszłam otworzyć. Okazało się, że była to Ada z Darrenem.

- Hey Veronica, pójdziesz się z nami przejść? Zaprosiliśmy też Edwarda.

- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - powiedziałam.

- No proszę, będzie fanjnie - mówiła nadal Ada.

Po jakimś czasie uległam jej prośbą. Zabrałam ze sobą torebkę a w niej najpotrzebniejsze rzeczy czyli telefon, klucze, Kryształ, portfel i dwa, krótkie sztylety.

- Poza nami i Edwardem będą jeszcze moi przyjaciele. Lisica Zuza i Jeż Kaito. Są oni parą. Może przyjdzie też Marceli.

- No spoko.

Nagle Darren parsknął śmiechem. Obie z Adą popatrzyłyśmy się na niego.

- Z czego się śmiejesz? - zapytałam się lisa.

- Bo założyłem się z Edwardem.

- A o co? - zapytała się ciekawa Ada.

- Że uda nam się przekońać Veronicę, by do z nami poszła. Jeżeli ja wygram, to on ma dla niej wykonać piosenkę na gitarze, ale taką trochę romantyczną.

- A co jak on miał wygrać? - spytałam się.

Darren zaczerwienił się i coś bąknął pod nosem. Nie zrozumiałyśmy. Ada próbowała go przekonać, by nam powiedział, ale chłopak był uparty i nam nie powiedział. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Czekali tam już na nas szary jeż i różowo-biała lisica.

- Kaito, Zuza! - zawołała Ada i pobiegła do tamtej dwójki. Każdego z nich obdarowała uściskiem.

Ja i Darren spokojnie do nich podeszliśmy.

- Zuza, Kaito, to jest Jeżyca Veronica. Opowiadałam wam o niej.

- Miło mi - powiedział jeż.

- Fantastycznie jest cie w końcu spotkać. Ada dużo nam o tobie opowiadała. Zresztą nie tylko ona. Słyszeliśmy od Sonica, że umiesz się zmieniać w formę Super.

- Tak, mi też jest miło.

- A gdzie Marceli i Edward? - zapytała się jeżyca. 

W tej właśnie chwili zauważyłam ich. Edward szedł z jakimś białym lisem z czarnymi włosami i czarnymi oczami z czerwonymi źrenicami.

- Marcel! - krzyknęła uradowana Ada i rzuciła się lisowi na szyję.

Po krótkim wyjaśnieniu kto jest kto:

- Dobra Darren, wygrałeś - powiedział nietoperz, wyciągając gitarę z pokrowca i siadając na kocu (dopiero teraz zauważyłam, że on tam leży a obok niego jest kosz zjedzeniem).

- O co chodzi? - zapytała się zdezorientowana Zuza.

- Założyłem się z Edwardem o to, że Veronica przyjdzie z nami, to teraz musi zagrać dla nią jakąś romantyczną piosenkę - wytłumaczył Darren.

- Ale czemu akurat mi? - zapytałam się go.

- Bo chodziło o ciebie - odpowiedział Edward nastrajając gitarę. 

Pobrdzękał trochę żeby sprawdzić czy wszystko jest dobrze a następnie zaczął grać. Po chwili rozległ się jego głos:

Hace tiempo, mucho tiempo, muy lejos el sol, Un verano, mi canción frente al plano tu y yo Te di mi corazón por amor, por amor Si camino puedo soñar que todo vuelve a empezar La luna va a reflejar que solo yo te puedo besar Y en un segundo te hago dar la vuelta al mundo Con un beso que al llegar pueda hacer que tú me vuelvas a amar

Tus labios me hacen daño no lo puedo evitar Difícil controlarlo, imposible descifrar Y activas mis sentidos, y aumentas mis latidos Ya sabes lo que puedes lograr

Tus labios me hacen daño yo me dejo tentar Es algo por instinto que no logro explicar Un imán que nos atrae, una fuerza incontrolable Dejémonos llevar que más da

Tengo sed de tu dulzura que me enferma y que me cura…

Seré yo, quien te haga volar Si me oyes cantar ehh ehh ehh yeahh Bésame, bésame, bésame, bésame No puedo seguir, sin ti junto a mí Bésame, bésame, bésame, bésame

Jugando a que no quieres nada vas a lograr Se nota en tu mirada que me quieres besar Y aunque niegues lo que sientes, y te creas indiferente Las cosas pronto van a cambiar

Tengo sed de tu dulzura que me enferma y que me cura…

Seré yo, quien te haga volar Si me oyes cantar ehh ehh ehh yeahh Bésame, bésame, bésame, bésame No puedo seguir, sin ti junto a mí Bésame, bésame, bésame, bésame

Porque sin ti me muero Sin tus besos no puedo Por ti puedo respirar Y no quiero que me digas no no (Bis)

Hace tiempo, mucho tiempo, muy lejos el sol, Un verano, mi canción frente al plano tu y yo Te di mi corazón por amor, por amor Si camino puedo soñar que todo vuelve a empezar La luna va a reflejar que solo yo te puedo besar Yeahh, Cali & El DanDee

Bésame, bésame, bésame, bésame

Seré yo, quien te haga volar Si me oyes cantar ehh ehh ehh yeahh Bésame, bésame, bésame, bésame No puedo seguir, sin ti junto a mí Bésame, bésame, bésame, bésame

Flybot presenta, Caravan, Caravan

Cali & El DanDee Ohhhh… 

Nie wiedziałam, że Edward ma taki fantastyczny głos i tak pięknie umie grać na gitarze.

- Eo quod esset pulhra nimis - powiedziałam do nietoperza.

On popatrzył się na mnie.

- Przepraszam, zapomniałam, że nie znacie łaciny. Moje słowa oznaczały, to było bardzo piękne.

- Dziękuję - odpowiedział chłopak.

- Wiecie co? - zapytał nas Marceli.

- Co? - zapytaliśmy się wszyscy jednocześnie.

- Byłaby z was niezła parka - odpowiedział biały lis, patrząc znacząco na mnie i Edwarda.

- Ty chyba nie mówisz poważnie? - zapytałam się.

Chłopak tylko się roześmiał. Właśnie w tej chwili rozległ się wybuch. Wszyscy poderwaliśmy się z miejsc. Niedaleko nas unosił się dym. Zabrałam torebkę i pobiegłam w tamtą stronę, tak jak wszyscy. Gdy tam dotarliśmy, zauważyliśmy Sonica i Shadowa w formie Super walczących z nikim innym jak Eggmanem.

- Hohohohohohohohoho kogóż ja tutaj widzę. Szara przyjaciółka Sonica, różowa lisica i jej chłopak, Marceli, biały nietoperz i...VERONICA! - powiedział do nas Eggman. Dwa jeże odwróciły się w naszą stronę.

- Co jak co, ale ciebie się tutaj nie spodziewałem. Rozważyłaś moją propozycję? Dołączysz do mnie? - mówił doktor.

Sięgnęłam do torebki i wyjęłam jeden ze sztyletów. Rzuciłam nim, raniąc Eggmana w policzek.

- Moja odpowiedź brzmi, NIE! - powiedziałam do niego.

- Przykro mi to słyszeć, ale...roboty, brać ich!

Zaczęła się kolejna walka. Pobiegłam po drugi sztylet i zajęłam się rozwalaniem robotów. Wyczuwałam moc Szmaragdów, ale póki co nie kożystałam z niej. Natomiast Ada zmieniła swoją formę. Ruszyła ona pomóc Sonicowi i Shadowowi. Dowiedziałam się, że ta jej transformacja nosi nazwę, Fire Ade. Następnie Zuza przemieniła się w Windy Zuzę i również przyłączyła się do walczących z najsilniejszym robotem. Natomiast ja, Darren, Kaito i Edward rozwalaliśmy resztę. Marcel tylko się nam przyglądał.

- Hohohohohohohoho poddajcie się, nie pokonacie mnie! - mówił Eggman.

- Och, przymknij się palancie - i rzuciłam znowu w jego stronę sztyleytem. 

Tym razem...ucięłam mu wąsa.

- Coś ty zrobiła?! - zaczął krzyczeć Eggman. - Ty mała, szara DEMONICO!

Cała zesztywniałam.

"Czy on nazwał mnie DEMONICĄ?!" - zapytałam się siebie w myślach.

- Jak mnie nazwałeś? POWTÓRZ! - powiedziałam do Eggmana. 

Wszyscy przerwali walkę. 

-Demonicą. Jesteś małą, wredną demonicą - odpowiedział Eggman.

Popełnił on ogromny błąd. Kipiałam ze złości.Czułam teraz wyraźnie moc Szmaragdów Chaosu, ale była jakaś inna. Taką moc wyczuwałam tylko przy czarnym Krysztale. Miałam wrażenie, że otoczyła mnie czarna aura. Szmaragdy Chaosu otoczyła ta sama aura.

- NIE JESTEM DEMONICĄ! ZAPŁACISZ MI ZA TO! - krzyknęłam do Eggmana. Straciłam nad sobą kontrolę. Pozwoliłam, by tam mroczna energia wpłynęła do mnie. Zaczęłam się zmieniać. Oczy stały się czarne. Powieki czerwone. Moje futro i skóra również stały się czarne. Włosy mi się wydłużyły a grzywka zaczęła lekko zasłaniać moje prawe oko. Miałam na sobie czarną, krótką kurtkę z długimi rękawami, czarne krótkie spodenki i buty do kolan w tym samym kolorze. Na szyi nadal miałam swoją kolię. Otaczała mnie czarna aura. Czułam tylko złość i nienawiść. Chcaiałam rozwalić Eggmana. Ruszyłam w jego stronę, przy okazji rozwalając wszystkie roboty po kolei. Jednego rozwaliłam kopniakiem, drugiego zmiażdżyłam moimi mackami, które powstały z mojej energii a jeszcze jakiegoś trafiłam czarną błyskawicą. W końcu doszłam do największego robota. Zaczął w moim kierunku strzelać. Ja tylko wyciągnęłam przed siebie rękę i wytworzyłam tarczę ochronną. Najpierw unierucomiłam robota moimi mackami a następnie przesłałam przez nie błyskawicę na tyle potężną, iż go rozwaliła. Przede mną był już tylko Eggman. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Zaatakowałam go. Przeciwnik nie miał ze mną szans. Właśnie miałam zadać ostateczny cios, gdy ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę. Tym kimś okazał się być Super Sonic.

- Veronico, wystarczy - powiedział jeż stanowczo.

Od razu zapomniałam o Eggmanie. Wyrwałam rękę z uścisku jeża i uedżyłam go w twrz na tyle mocno, że odleciał parę metrów ode mnie. Ruszyłam w jego kierunku. Na drodze stanął mi Shadow.

- Dosyć Veronico, opanuj się - powiedział do mnie.

Nic sobie z tego niezacz robiąc zaatakowałam go. Kopniakiem posłałam go pod drzewo. Ktoś zaatakował mnie od tyłu. Wściekła odwróciłam głowę. 

- Nie dajesz nam innego wyjścia - to była Zuza i jej chłopak, Kaito.

Szybko się z nimi rozprawiłam. Zuza aż przemieniła się w normalną formę. Następnie znowu walczyłam z Soniciem i Shadowem, ale ich również wykończyłam tak, że przemienili się w normalne formy.

- Zostaw ich! - to była Ada. Zaatakowała mnie ogniem. 

Zrobiłam wokół siebie zasłonę a następnie sama ją zaatakowałam. Miałam w nią rzucić błyskawicą, ale...Darren zasłonił ją własnym ciałem. Walczyłam tylko z nm. Wkońcu i on padł ranny i nieprzytomny. Następnie zajęłam się Marcelim, który dołączył do reszty. Jego również pokonałam. Została mi tylko Ada. 

- Veronica, proszę - błagała mnie dziewczyna. 

Jeden, mocny cios wystarczył, by ją powalić i sprawić, że powróci do swojej normalnej formy. Miałam wrócić po Eggmana, gdy coś się stało. Zachwiałam się i opadłam na kolana. Cała moc, wściekłoś i nienawiść zaczęła mnie opuszczać, wszyscy się na mnie patrzyli, na to, jak się zmieniam. Po chwili byłam już w mojej normalnej formie.

- Veronica, wszystko dobrze? - zapytał Edward, niepewnie do mnie podchodząc.

- Tak, teraz już tak.

- Darren? Darren! Obudź się! - usłyszałam czyiś szloch. 

To była Ada. Płakała. Darren leżał nieprzytomnyz głową ułożoną na kolanach Ady. Był cały w ranach. Dwie na twarzy, na obu rękach, nogach i brzuchu. Leciała z nich krew. Ada była w nieco lepszym stanie. Krew leciała jej tylko z ust, nosa, prawego ramienia, lewego przedramienia i z klatki piersiowej. Inni nie mieli wcale lepiej. Każdy miał rany. Tylko Edward miał lekkie zadrapania. Ja sama miałam rozwalone lewe biodro. Podeszłam do Ady i Darrena.

- Przepraszam, nie chciałam by stało się wam coś złego. Poprostu...

- Zmieniłaś się w formę Dark - dopowiedział Sonic.

Popatrzyłam na niego.

- Też mam tą formę. Zmieniam się w nią gdy wyczuję negatywną energię Szmaragdów Chaosu lub gdy ogarnie mnie wściekłość czy też rozpacz.

- Aha. Tak czy inaczej. Nie będę miała do nikogo pretensji, gdyby był na mnie zły czy coś w tym stylu.

- Veronico, nikt nie jest na ciebie zły - powiedział Kaito.

- To samo mogło przydarzyć się każdemu z nas. To nie twoja wina, że tak reagujesz - dopowiedziała Zuza.

- Dziękuje wam - powiedziałam.

Popatrzyłam na Darrena. Cały czas nie odzyskał przytomności, ciężko oddychał. Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Bardzo ryzykowny, ale mogło się udać.

- Edwardzie, podasz mi moją torebkę? - zapytałam się nietoperza.

Chłopak bez słowa po nią poszedł i mi ją dał. Wyciągnęłam z niej lodowobłękitny kryształ. Skupiłam się na jego i swojej mocy. Kryształ zaświecił.

- Fala moro heidi friendi, Vestel Angel Crystal. Fala Darren - wyszeptałam w języku Aniołów. Moje słowa ozaczały: "Uzdrów mojego przyjaciela, Główny Anielski Krysztale. Uzdrów Darrena." Kryształ zaświecił. Otoczyła mnie lodowoniebieska poświata, taka sama jak światło Kryształu. Dotknęłam Darrena. Jego również zaczęła otaczać poświata. Wszyscy patrzyli się na mnie z niedowierzaniem i zdziwieniem. Rany Darrena zaczęły znikać. Po jakims czasie nie było po nich śladu. 

- Fala moror heidi friendines - szeptałam dalej. Moje słowa oznaczały "Uzdrów moich przyjaciół". 

Kryształ zaczął mocniej świecić, tak jak ja. Wszystkich otoczyła ta sama aura co otaczała mnie i Darrena. Ich rany zaczęły znikać. Tylko samej siebie nie uzdrowiłam tylko z jednego powodu. Nie mogłam siebie zdradzić. Gdy byłam pewna, że wszyscy są już uzdrowieni, powoli zmniejszałam światło Kryształu, aż w końcu w ogóle się nie świecił. Schowałam go do torebki. Nagle Darren się obudził.

- Ymm, gdzie ja jestem? Co się stało?

- Darren. O matko, tak się martwiłam - mówiła Ada przytulając białego lisa.

- Jak ty tu zrobiłaś? - zapytała się mnie Zuza.

- Uzdrowiłam was? Użyłam mocy Kryształu i mojej mocy.

- Wow. Co jeszcze umiesz? - zapytał się mnie Shadow.

- To raczej nie najlepszy czas na rozmawianiu o mocach Veronici. Trzeba się ją zająć. Nadal ma ranę na biodrze - powiedział Edward.

- Cooo? Dlaczego siebie samej nie uzdrowiłaś? - zapytał się mnie Kaito.

- Musiałabym użyć bardzo dużo mocy a to skutkowałoby utratą przytomności. Owiele ciężej jest mi uzdrowić samą siebie niż kogoś innego.

- Aaaaa. A czy ty coś nie mówiłaś w czasie tego całego uzdrawiania? - zapytała się mnie Ada. - Wydawało mi się, że poruszałaś wargami i że słyszałam jakiś szept, ale nie rozumiałam nic.

- Dobra, koniec tych pytań. Edward ma rację, trzeba zająć się Veronicą - powiedział Marceli.

Nietoperz wziął mnie na ręce izaniósł do mnie do domu. Wszyscy za nim poszli. Na szczęście nie spotkaliśmy Emily, chociaż wiedziałam, że jutro będę musiała jej wysztko powiedzieć. Gdy doszliśmy do mnie, Edward delikatnie położył mnie na moim łóżku.

- Gdzie masz jakieś leki? - zapytała się mnie Zuza.

- W łazience na dole. Na ścianie wisi taka biała szafka.

Po chwili lisica wróciła z bandażami i środkiem dezynfekującym. Przeczyściła mi ranę i założyła bandaż.

- Za jakiś czas powinno się wygoić. 

- Jasne. Która jest godzina?

- Dochodzi 20 - odpowiedział Sonic.

- Całe szczęście, że wszystko mam zrobione do szkoły.

- No, teraz to by ci było ciężko je odrobić - powiedziała Ada.

- Sorry, ale my musimy już się zbierać - powiedział Shadow.

- Jasne, cześć - powiedziałam do nich.

- Pa - odezwały się dwa jeże i wybiegły z domu.

Chwilę później poszli też Zuza i Kaito, następnie Darren i Ada. Najdłużej siedział przy mnie Edward. Ale koło 22 i on poszedł. Gdy zostałam sama, poszłam przebrać się w piżamę a następnie poszłam spać.

Rozdział 11: "Nowy team"[]

Minął już tydzień od odkrycia mojej formy Drak. Oczywiście Emily i Jerremy wiedzą o wszystkim. Dzisiaj była sobota. Koło 12 miała wpaś do mnie Lily, by pomóc mi w lekcjach. Miałam jeszcze godzinę czasu do jej przyjścia, więc czytałam sobie jedną z książek. Właśnie wtedy ktoś zadzwonił do mojego domu. Poszłam otworzyć drzwi. Okazało się, że byli to Sonic, Tails i Knuckles.

- Cześ Veronico - odezwał się Sonic.

- Hej, czym mogę wam pomóc - odpowiedziałam mu.

- Otóż jest taka sprawa. Ja, Tails i Knuckles musimy wyjechać. Eggman zaatakował drugi koniec Mobiusa, który nie jest za dobrze chroniony. Ale Knuckels nie może zostawić Głównego Szmaragdu Chaosu bez opieki. A Amy, Rouge i Cream muszą pomóc Shadowowi. Ponoć gdzieś na sąsiedniej planecie  Eggman zostawił swoje wojsko i trzeba je rozbić.

- A co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam się jeża.

- Chcemy, byś ty popilnowała Szmaragdu - odezwał się Knuckles.

- Ja? Jesteście pewni? Sonic, przecież wiesz co się ostatnio stało, sam przy tym byłeś.

- Tak i uważam, że dobrze iż tak się potoczył los. Gdybyś się nie zamieniła w formę Dark, nie dowiedzielibyśmy się o twoich mocach - odpowiedział jeż.

- No dobrze, muszę zadzwonić do Lily i odwołać nasze spotkanie.

- To pa - odezwali się chłopcy. 

Gdy zamknęłam drzwi, od razu zadzwoniłam do myszki. Powiedziałam jej, że dzisiaj nie możemy się spotkać. Dziewczyna była trochę zawiedziona, ale nie oponowała. Spakowałam się do mojej szkolnej torby. Wzięłam ze sobą Kryształ, moje sztylety i kilka noży, coś do jedzenia, książkę, telefon i koc. Następnie wyszłam z domu i poszłam w kierunku Głównego Szmaragdu. Pierwsze 2 godziny były dosyć nudne. Jednak gdy było koło 13, coś się zaczęło dziać. Pojawiły się roboty. Wiedziałam czyja to sprawka. Jednak samego Eggmana nie widziałam. Rozpoczęła się walka. Byłam sama przeciwko dziesiątkom silnych i wielkich robotów. Za pomocą mojego Kryształu stworzyłam słabą barierę ochronną. Zadzwoniłam po Edwarda, Emily, Jerremy'ego, Ashley i Lily. Przyjęłam pozę do ataku. gdy roboty zniszczyły moją tarczę, zaatakowałam je sztyletami. Wiedziałam, że sama nie dam rady. Nagle usłyszałam jakiś grzmot za sobą. Odwróciłam się za siebie. Był to Edward. Dołączył do walki. Później przyłączyła się Emily ze swoim kijem Roku-shaku-bo i Jerremy, który atakował wszystkim co popadło. Po chwili pojawiły się też Ashley z kijem bejsbolowym i kilkoma piłkami oraz Lily z paralizatorem własnej roboty.

- To jak? Bierzemy się do roboty? - zapytała się Emily.

- Jasne, radzę ci jednak szybko rozwalać te roboty, bo jak będziesz się guzdrać, to ja je wszystkie skasuje - powiedział Edward.

Zaczęła się walka. Gdy walczyliśmy razem, w grupie, nic nie stało nam na przeszkodzie. Jednak coś za lekko szła nam walka. Miałam dziwne przeczucie, że Eggman przygotował dla nas, jakąś niespodziankę. Miałam rację. Gdy rozwaliliśmy wszystkie roboty, pojawił sie jeden, ogromny. Był bardzo silny. Nie było opcji by go pokonać bez magii. Ale nie mogłam się zamieniść w formę Super, gdyż był tylko Główny Szmaragd. Forma Dark też nie wchodziła w rachybę, bo było to zbyt ryzykowne. Mogłam spróbować z Kryształem, ale raczej by to nie wypaliło, bo miałam za mało energii. Wtedy nawiedziła mnie wizja. Widziałam w niej na początku Główny Kryształ a później zieloną lisice. 

- Wycofać się! Do Głównego Szmaragdu! - powiedziałam do wszystkich.

Posłuchali się. Ja za pomocą mojego Kryształu utworzyłam osłonę i zaczęłam medytację. W ten sposób zasilałam Kryształ i miałam czas na pomyślenie. Robot co prawda atakował nas, ale jeszcze byłam w stanie to wytrzymać. 

- Emily, mogę ci zadać pytanie? - zapytałam się dziewczyny.

- No jasne.

- Czy zanim mnie poznałaś działo się wookół ciebie coś dziwnego? Nienormalnego a zarazem magicznego?

- Hymm. No cóż. Rośli o które dbam zawsze są zdrowe i żyją dłużej niż normalnie. Często gdy gram na flecie, wydają się mnie posłuszne, a co?

Wtedy już wiedziałam. Emily nie była zwykła. Została obdarowana mocą. Pod tym względeł była teoretycznie taka jak ja. Przerwałam medytację. Wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do Głównego Kryształu.

- Vera? Wszystko wporządku?

- Tak. Dotknij Szmaragd - powiedziałam do niej.

Lisica zrobiła to co jej powiedziałam. Przez chwilę nic się nie działo, a później Szmaragd zaświecił się zielonym światłem.To światło zaczęło również otaczać Emily. Zaczęła się zmieniać. Futerko zrobiło się zielone, pyszczek żółty a włosy brązowe i były związane w kucyka na dole głowy. Jedynie końcówka ogona i wnętrze uszu zostało takie samo jak wcześniej. Jej oczy i powieki stały się również zielone. Była ubrana w ciemnozieloną sukienkę, która wyglądała jak zrobiona z roślin i brązowe buty. Chwilę później otworzyła ona oczy. Wszyscy się na nią patrzyliśmy.

- Co jest? - zapytała się nas i spojrzała w Szmaragd.

Zamarła. Po jej minie i w jej oczach widać było, że targają nią różne emocje. Nagle obok nas wyrosła trawa i inne rośliny..

- Emily, uspokój się. Jeżeli nie opanujesz emocji to się źle skończy - powiedziałam do niej.

- Łatwo ci mówić.

- Posłuchaj mnie. Pomogę ci - powiedziałam do niej. - Słuchajcie mne uważnie. Musimy rozwalić tego robota zanim on nas rozwali. Niewiem jak długo uda mi się utrzymać pole siłowe. Nie wiem też, co będzie dalej. Ale wiem jedno. Musimy walczyć razem, jak jedna grupa. Wtedy, go pokonamy - powiedziałam.

- To tak trochę jak team - powiedziała Lily.

- Team? - zapytaliśmy się jej wszyscy jednocześnie.

- No wiecie, niektórzy bohaterzy jednoczą się i tworzą drużyny. Opowiadałaś o tej lisicy Zuzi i jej chłopaku. Oni mają własną drużynę, Team Faith. Sonic też ma własną. 

- Aha, to  całkiem niezły pomysł. Może stwórzmy własną drużyne? - powiedziałam.

- Pewnie - odpowiedzieli wszyscy.

- A jak będziemy się nazywać? - zapytała się Ashley.

- Team Crystal - odpowiedziałam.

-  Ej, my tu gadu gadu, a robot w każdej chwili może rozwalić tarczę - powiedział Edward.

- Masz rację, wasza czwórka zajmie się atakiem. Ja pomogę Emily okiełznać jej moc i was będziemy wspomagać.

Po tych słowach, Lily, Ashley, jerremy i Edward ruszyli na robota.

- Dobra Emily. Teraz słuchaj mnie uważnie. Musisz się uspokoić. Zapomnij o emocjach, które odczuwasz - mówiłam chłodnym, spokojnym głosem.

Po kilku minutach lisica była gotowa.

-Teraz oczyść umysł, odsuń od siebie wszystkie myśli.

- Co dalej? - powiedziała lisica.

- Na początek coś prostego. Wyobraź sobie tamtą skałę, że się unosi w powietrzu a następnie wyceluj w robota i wyobraź sobie, że skała w niego uderza.

Dziewczyna zrobiła to co jej powiedziałam. Trochę wolno jej to szło, ale i tak dobrze jak na pierwszy raz.

- Teraz wyobraż sobie, że z ziemi wyrastają pnącza i uziemiają robota.

Po chwili robot nie był w stanie się ruszyć przez pnącza, które go trzymały.

- Co dalej?

- Atakuj go. Wyobrażaj sobie różne rośliny, które jakoś go atakują lub uziemiają. Możesz to również robić ze skałami.

Po kilku minutach walki, jakaś wielka, ostro zakończony głaz, przebił robota na wylot, powodując jego eksplozje.

- I jak mi poszło? - zapytała się dziewczyna.

- Jak na pierwszy raz całkiem dobrze. To i owo trzeba poprawić i rozwinąć, ale już nie dzisiaj.

- Jasne, ohh - lisica przewróciłaby się, gdybym ja jej nie złapała.

Otoczyło ją zielone światło. Gdy zgasło, była w normalnej formie. Nagle otworzyła oczy.

- Uhh, jestem wyczerpana - powiedziała.

- To normalne. Pierwszy raz zawsze jest taki. Z czasem będzie coraz lepiej. Musimy się umówić na któryś dzień, by poćwiczyć twoją moc. Może w sobotę o 16?

- Jasne, nie ma problemu.

- Dzisiaj ci odpuszcze, ale za tydzień zaczynamny ostry trening.

- A propo treningu. Jesteśmy od teraz drużyną. Musimy mieć taki jeden dzień, jedno miejsce i jeden czas, kiedy będziemy się spotykać - powiedziała Ashley.

- No to może niedziela o 18? U mnie? - zaproponowałam.

- Dobry pomysł. Ale potrzebujemy przywódcy i znaku rozpoznawczego - powiedział Jerremy.

- Chyba wiadomo kto ma zostać przywódcą - powiedział Edward i wymownie na mnie spojrzał.

- A jeżeli chodzi o znak rozpoznawczy to mam bardzo dobry pomysł - powiedziała Lily.

- Jaki? - zapytaliśmy się chórem wszyscy.

- Może lodowoniebieski kryształ z białymi skrzydłami anioła?

Zamarłam. Byłam w szoku.

"Czyżby odkryła prawdę o mnie?" - zapytałam się siebie w myślach.

- Veronico? Czy dobrze się czujesz? - zapytała się zmartwiona Emily.

- Tak, czy tego kryształu nie wzorowałaś na moim?

- No tak jakby. No bo crystal oznacza krzyształ, to odrazu skojarzyło mi się z twoim. A skrzydła tak jakoś mi przyszły do głowy.

- Spoko, fajny pomysł - powiedziałam.

Poczułam ogromną ulgę. Mój sekret był wciąż bezpieczny. Jakieś 5 minut później pojawili się Sonic, Knuckles i Tails.

- Wow, jak widać wcale się nie nudziałś - powiedział lis.

- Jak widać - odpowiedziałam.

- Wezwałaś pomoc? Coś nowego. Nigdy nie widziałem byś o coś kogoś prosiła - powiedział Sonic.

- No cóż, tak czasem bywa. A od teraz jesteśmy drużyną i nazywamy się Team Crystal.

- Całkiem ładna nazwa. Przyda się kolejna drużyna do pomocy. Już jesteś wolna, możesz iść do domu - powiedział Knuckles.

- No to do zobaczenia - powiedziałam i odeszłam z moją nową drużyną.

________________________________________________________________________________________________

Dobrze się stało, że posłuchałam mojego przeczucia w dniu ucieczki z domu. Moje życie na Mobiusie było o wiele lepsze niż na rodzinnej planecie. Zyskałam coś, czego nigdy nie miałam. Przyjaciół, z którymi mamy wspólną drużynę. Wszystko było wspaniale. Po za jedną rzeczą, okłamywaniem wszystkich w koło. Mój sekret nie mógł zostać ujawniony. 

Advertisement