Sonic Fanon Wiki
Advertisement

Jeżer i Zaginiony brat - to opowiastka która ukazuje historię zaginionego brata tytułowego bohatera.

Rozdział 1[]

Jeżer i LotKot zaczęli rozkładać namiot na noc. Byli bardzo zmęczeni, ponieważ znowu uciekali przed armią Nikczemnika. Nagle LotKot rzekł:

- Ech, szkoda że nie ma tam mojego brata, to dopiero był twardziel!

- O, a - aha... - odpowiedział jeż smutnym głosem.

- Stary, coś się stało?

- E, co ty. Gdzie tam. Nie nic. Co to w ogóle za pytanie?! - mówił bardzo szybko.

LotKot zrobił minę w stylu "serio?".

- Ech... No dobra. Powiedzmy że... nie znam mojego brata. Nigdy nie znałem. Jego ostatnie słowa które pamięta m to "Spokojnie maluchu, to dla twojego bezpieczeństwa". Dorastałem u złodzieja. Kazał mi kraść. Nie chciałem, a za karę sprzątałem toaletę szczoteczką do zębów. Moją szczoteczką do zębów. No i zwiałem.

- Stary ja, przepraszam, nie wiedziałem.

- Nie no, nie ma sprawy.

Oboje zauważyli, że nawet nie złożyli namiotu. Zabrali się za to i skończyli w 10 minut. Jeżer cały czas myślał o tej rozmowie. Zaczął tęsknić za bratem.

- Znajdę go. Jutro z LotKotem zwijamy się z tego pustkowia i go szukamy. - pomyślał.

____________________________________________________________

Po przebudzeniu się LotKot już pił niebieską herbatę i patrzył nerwowo na zegarek.

- Siema koleś. - powiedział jeż.

- No wreszcie, stary, zwijamy się. Za pięć dziewiąta. Zaraz przyjdą roboty. Nie chciałem cię budzić, bo byś nie miał siły na ucieczkę.

- A, no tak. Racja. No to na co czekamy? Gdzie mój plecak?
Kot wskazał mu koce. Jeżer odkopał plecak i wpakował w nie szybko śpiwory. Wyszli oboje na dwór i prędko zaczęli zwijać namiot.

Roboty było już widać. Rozpoczęli ucieczkę.

Jeżer zaczął biec jak najszybciej, ale w głowie cały czas miał wczorajszą rozmowę. W końcu się zatrzymał, a roboty go dogoniły. Po wróceniu do rzeczywistości zaczął się szarpać.
W końcu jednemu z robotów uciął głowę kolcami na rękach. Pozostałe roboty wyciągneły pistolety, a jeden z nich strzelił w ramię jeża, a pozostałe celowały w głowę, brzuch i pierś.
Nagle na wszystkie skoczył LotKot i rozciął je ogonem.

- Uciekamy! Zaraz przyjdą kolejne. - powiedział.

W końcu nastał wieczór, a Jeżer i LotKot dotarli do jakiegoś miasteczka.

- Koleś, co ci odbiło nad ranem?! Czemu zwolniłeś, a raczej zatrzymałeś się?! Zawsze byłeś strasznie szybki! - rzekł niebieski.

- A, bo... bo tęsknie za bratem...

- A - aha. Okej...

Mieli kilka drobnych, więc wstąpili do baru. Okazało się to błędem. Było tam pełno brutali. Jeden z nich znęcał się nad jedną brązową jeżycą.

- Zaraz wracam... - powiedział Jeżer, i zaczął zmierzać ze wściekłą miną do "brutala".

- A JEŚLI JESZCZE RAZ SPRÓBUJESZ MNIE RZUCIĆ, JA RZUCĘ CIĘ DO BECZKI!

- Ej, grubasie! - usłyszał głos, a jego właścicielem był jeż.

- Ha ha. Ha ha ha!! HA HA HA HA! - zaczął się śmiać coraz głośniej. - Niby ty mnie pokonasz?! Moje pięści ważą trzydzieści kilo!
- A moje kolce pięćdziesiąt! Zostaw panienkę, a nie będę ich używał na twojej już zbyt zepsutej buźce!T

łum wydał ciche "uuuuuu!".

- A więc walka, jeżyku. - powiedział, i uderzył go mocno w twarz. Jeżyca zasłoniła twarz rękoma. Jeżer otarł krew z policzka i uciął go mocno w twarz i dał z pięści.
Brutal zniecierpliwony wyciągnął nóż, i przycelował w pierś jeża. Wtedy do akcji wkroczył LotKot, i kopnął go prosto w plecy, a Jeżer także użył nogi i dał mu kopniaka w krocze. Ten biegł w stronę kota, a zielony wziął butelkę, wskoczył mu na ramiona i wybił mu nią zęby, raniąc go w twarz.
Chwycił jeżycę za rękę i wybiegł z LotKotem z baru.

- Dzięki za ratunek. - powiedziała.

- Nie no, drobiazg. - odpowiedział.

- Zauważyłam, że masz ranę na ramieniu. Wiesz, mam małe doświadczenie w medycynie. Uleczę cię.

- A w ogóle jak masz na imię?

- Aila. A ty?

- Jeżer. A to LotKot - mój towaszysz, kumpel, pomocnik, asystent, tudzież mnie podwozi.

Rozdział 2[]

- To... gdzie się wybieracie? Wiecie, dotąd to Mason udostępniał mi mieszkanie... - powiedziała.

- My zwykle rozkładamy namiot w jakimś ustronnym miejscu. Chodźmy na tą pustynię. - powiedział Jeż.

- A, okej.

- Masz może budzik, Aila?

- Tak, a po co mi?

- O dziewiątej trzeba wiać. Atakują nas wtedy roboty.

____________________________________________________________

Był już wieczór. Na pustyni był już rozłożony namiot. LotKot padł już pół godziny temu wykończony, zostawiając tym samym Ailę operującą ramię jeża.

- Rana jest dosyć głęboka... - powiedziała.

- Robota Nikczemnika... - rzekł naburmuszony.

- Kogo?

- Szalonego doktorka. Ściga mnie i LotKota od roku.

- Aha, okej.

Wydał z siebie "tsssssss!", ponieważ jeżyca musiała dać mu wodę święconą na ranę.

- Spokojnie, u nas to zwykle pomaga. Iiiii... już! - Aila założyła mu bandaż, a jeż odetchnął z ulgą.

- Dzięki. Nigdy nie dostałem pistoletem. Raczej potrafiłem szybko uciekać ale... po prostu zamyśliłem się. - powiedział.

- O czym?

- O... o, o... o bracie. Moje dzieciństwo było takie smutne...

- Jeżer...

- Tak?

- Ty masz jedenaście lat, więc jeszcze jesteś dzieckiem.

- Dzięki mojemu dzieciństwu i umysłowi mam intelektualnie piętnaście. - powiedział.

Przez moment panowała cisza. W końcu Jeżer wyjął kiełbaski, nadział na patyk, rozpalił ognisko i zaczął piec.

- Może kiełbaskę? - powiedział.

- Dziękuję, ale mam pytanie. - odpowiedziała.

- Hmm?

- Skąd masz kiełbaski?

- A, no tak. Jak kopnąłem grubasa z kieszeni wyleciało mu tłuste jedzonko. A co mi tam? Wziąłem.

- Aha... - powiedziała to z takim rozmarzeniem, wpatrując się w Jeżera, że wyglądało to tak jakby miliony serduszek miały z niej wylecieć jak w kreskówkach.

- To chcesz te kiełbaski?

- A, a tak... Dotąd jadałam kilka orzechów na dzień, a Mason jadł kiełbasę, szynkę, mielone, tatara i różne pyszności które zwinął niewinnym ludziom.

- CO?! Jak go dorwę... Ale nieważne. Masz...

Jeż wyciągnął z patyka pięć kiełbasek z sześciu, wziął patyk na który je wbił i podał Aili.

- Musisz się najeść, skoro tak cie głodził.

- Dzięki. - powiedziała po raz kolejny z rozmarzeniem, i zjadła kiełbaski.

Nim się obejrzeli, okazało się że siedzą tak już godzinę.

- No, trochę późno, i zimno się robi. Idziemy? - powiedział.

- Tak, tak. - powiedziała.

Jeż zgasił ognisko i poszedł z Ailą do namiotu.

____________________________________________________________

Kiedy tak spali, Aila położyła głowę na ramię jeża, który nie dość, że oddał jej kołdrę, to jeszcze zrobił to samo co ona.
____________________________________________________________

Tymczasem w bazie Nikczemnika.

- Arghghh! Znowu uciekł. Tym razem, zrobię coś tak potwornego, tak złego... - mówił doktorek.

- Szefie, pora na ciasteczka. - powiedział zimnym głosem jego robotyczny sługa.

- Och! Na serio?! Dawajta! Co ja to? A tak... Tym razem, zrobię coś tak potwornego, tak złego...

- Szefie, jeszcze trochę. - mówił znowu robot.

- Dobra... Mimo że jeszcze nie zjadłem wszystkich to dawajta! Dobra! Chrząk* Chrząk*... Tym razem, zrobię coś tak potwornego, tak złego...

- Szefie, jeszcze trochę ciastek.

- SPADAJ NA ZŁOM! - krzyczał, rzucając w niego całą tacą ciastek.

- Tym razem, zrobię coś tak potwornego, tak złego... Wyślę roboty o ósmej!!! HAAHAHAHAHHAHA! Dobra głąbie, gdzie te ciasteczka?!

Rozdział 3[]

Rano, wszyscy obudzili się o wiele wcześniej. Słyszeli bardzo głośne, zimne, ciężkie kroki. LotKot wyjrzał z namiotu, patrząc też na budzik.

- Ósma?! Nikczemnik, to jak wstawanie do szkoły!

Kot wrócił do namiotu, i od razu zasłonił śmiejące się usta.

- Oooo... To słodkie. Co ja to miałem? A tak... AAAAAA!!! ATAKUJĄ NAS ROBOTY! DO SZKOŁY MŁODZI!

Jeżer i Aila odskoczyli tak wysoko, że o mało nie wybili dziury w namiocie.

- Co?! Która godzina?! - pytał i krzyczał jednocześnie Jeżer.

- Wyobraź sobie, że ósma. - mówił LotKot.

Jeż stanął zdziwiony i wryty w ziemię.

Wyjrzał z namiotu, ale od razu cofnął głowę.

- Ten robot to jedna wielka bazooka!!! - krzyczał

- No wiem, odjazd... TO ZNACZY POTWORNOŚĆ! Tak, potworność. - mówił kot

- A z nim są jeszcze te maszygłupki z wczoraj... Oooo, no proszę, mają pistolety! Kto by się tego spodziewał? - mówił ironicznie.

Racja, za Bazoobotem szło około dwadzieścia robotów z poprzedniego poranka. Jeśli zrobią to samo co ostatnio, przedziurawią go jak ser szwajcarski.

- Szybko, zwijajcie namiot! Ja się nimi zajmę! - mówił Jeżer.


Zaczął biec bardzo, bardzo szybko i skoczył na głowę Bazoobota, wybił mu szkło w oczach. Robot zaczął się niebezpiecznie przechylać.
Jeżer wyjął sznur i obwiązał wszystkie roboty pod wielkiego. Runął na nie, i była taka demolka, że LotKot powiedział:

- ODJAZD!

____________________________________________________________

Baza doktora

- Kolejny raz!!! - krzyknął, zrzucając klawiaturę z biura i rzucając młotem w ekran. - Mówiłeś, że to załatwisz, jeżu!

- Doktorze, nie mogę ci obiecywać wszystkiego. Powiedziałem "a może się uda". Poza tym, musisz chyba zapłacić za naprawę sprzętu, doktorze. - mówił jeż.

- Wal się.

- Spokojnie, spokojnie. W ogóle, ten młody, zielony jeż mi kogoś przypomina. Jak ma na imię, jak dotąd mówiłeś na niego Durny J.

- Jeżer! Durny Jeżer von Czopenstein.

- Co?!

- Eeee, jakiś problem, Jeżor? Zaraz, Jeżer i Jeżor... Przypadek?! NIE SĄDZĘ!!!

- Nie wściekaj się, Jeżer to jest...

- Wiem, twój bratanek.

- Blisko. Brat.

____________________________________________________________


Jeżer był w mieście. W tłumie znalazł różowego jeża w masce.

- Jeżor! - krzyknął, i zaczął biec.

Różowa postać oddalała się od niego coraz bardziej, niż on biegł do postaci.

- Co do jasnej?!

Biegł coraz szybciej i szybciej. W końcu dobiegł, a różowa postać przemieniła się w ośmiornicę z nożami i sznurami. Obwiązała jeża, a ośmiornica oblizała się i przygotowywała się do zabicia Jeżera.

- AAAAAAAAAAA!!!

- CO?! CO?! - LotKot podskoczył tak, że omało nie zniszczył namiotu.

Jeżer dyszał ciężko i się pocił.

- "To był tylko koszmar" - pomyślał.

- Co jest?! - pytał wyraźnie zdenerwowany przerwaniem snu kot.

- Miałem koszmar. Dobra. Dosyć tego. Zaraz wracam. - powiedział Jeżer, i wybiegł z namiotu, a pięć sekund później wrócił.

- Gdzieś ty był? - powiedziała Aila, ze śpiochami w oczach.

- Rozwaliłem maszyny. Mamy je z głowy. Zwijamy namiot.

- Po co? Jak skasowałeś roboty, to możemy pospać. Dobradzień! - powiedział LotKot, rzucając się do śpiwora.

Jeżer wyrzucił LotKota z namiotu, a do Aili powiedział:

- Panie przodem...

- Eee, dziękuję? - odpowiedziała zdziwiona.

Jeżer okrążył namiot i zwinął go do plecaka.

- Szukamy, go, bo przez te myśli trafię do Wariatkowa. - powiedział Jeżer.

- Kogo? - powiedziała Aila i LotKot.

- Mojego brata.

- Czekaj, czekaj. Dlatego tak sie darłeś? - pytał LotKot. - A w ogóle... Jak to możliwe że przespałaś jego poranne jęki?!

- Mam zatyczki do uszu.

- Dobra. Spadamy stąd.

Rozdział 4[]

Bohaterowie doszli do dżungli. Podczas gdy tak szli, słychać było ciche pomrukiwania i szelest krzaków.

- Wiecie może, co to jest? - spytała Aila.

- Nikt z nas nie ma pewności. - powiedział LotKot. - Jeżer, tobie już chyba doszczętnie odwaliło. Znaczy, zawsze byłeś lekkim dziwakiem, ale to przekracza nawet twoje granice. Ciągniesz nas po jakichś puszczach, w których strasznie cuchnie, a moglibyśmy leżeć w łóżku w namiocie i jeszcze cicho chrapać!

- Cicho. Jeszcze przyciągniesz jakiegoś drapieżnika. - powiedział Jeżer.

- A skąd wiesz że tu mogą być jakieś drapieżniki? - spytał.

- Od czasu do czasu wpadam tutaj, aby poćwiczyć. Zdarzyło mi się trafić na jakiegoś węża lub aligatora.

- Nie wiecie, że to mój teren? - dobiegł ich pewien głos, a jego właścicielem była żółta kolczatka która stała za nimi. - Idźcie stąd, bo pożałujecie.

- My właśnie idziemy. Mamy prawdopodobnie długą drogę. Jak ci na imię? - mówił Jeżer.

- Norker. Mogę się wybrać z wami? Nie mam nic do roboty.

- Jasne. Może lepiej już chodźmy.

I tak w czwórkę wybrali się w wielką podróż, prawdopodobnie pełną niebezpieczeństw.

____________________________________________________________

Wieczorem, kiedy bohaterowie znaleźli miejsce do spania, Aila i Jeżer spotkali się na osobności.

- Aila...

- Co się stało?

- Słuchaj... To jest zbyt niebezpieczne. Wiesz, Mason tak cię dręczył, że nie chce aby coś ci sie stało. Zbyt bardzo się o to boję... Dam ci trzy tysiące złotych, dużo jedzenia, i znajdź jakieś mieszkanie. Ale dziś jeszcze będziesz spała tu. Jest zbyt późno.

- Jeżer! Nie rób ze mnie panienki co się boi własnego cienia! Umiem walczyć!

- Ale to zbyt niebezpieczne, nie rozumiesz?! Martwie się o ciebie, bo cię bardzo, bardzo lubię! Nie możesz się tak narażać! Jesteś po prostu najlepszą dziewczyną jaką w życiu spotkałem, w ogóle jedyną!

- Łał, ja... ja nie wiem czy mam się na ciebie obrazić czy może...

- Może co?

- Może cię... - nie kończąc zdania szybko pocałowała jeża, a on zrobił się taki czerwony, że niewiadomo czy by się nie spalił. - ...pocałować...

- Aila ja... ja marzyłem o tej chwili odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem... Kocham cię...

- Ja ciebie też. Jeszcze raz dziękuję za to, że mnie ratujesz, moje życie było jak dotąd smutne... Ale spotkałam ciebie.

- Ja też się tak czułem. Każdy dzień wyglądał tak samo: Poranna walka, składanie namiotu, walka o przetrwanie, rozkładanie namiotu i sen. Teraz, z tobą każdy mój dzień jest wspaniały. Ale, naprawdę ta wyprawa jest zbyt niebezpieczna. Napewno wrócę do ciebie, bo nigdy cię nie zapomnę. Za kilka lat, jak jeszcze będziemy się kochać, może ci się oświadczę. Ale teraz mamy misję.

- Jasne. Może już chodźmy do chłopaków. Jestem trochę głodna.

- Spoko.

____________________________________________________________

Gdy wrócili do kolegów, Norker spytał:

- No co tam gołąbeczki?

- O co ci chodzi, kogel mogel? - odpowiedział pytaniem na pytaniem Jeżer.

Była chwila milczenia. Jeżer i Aila wzięli kiełbaski i zaczęli je jeść z apetytem.

- Uuuuuuuaaaaaaa!!! - ziewnął Norker. - Idziemy spać?

- Jasne. - powiedzieli LotKot, Jeżer i Aila.

____________________________________________________________

- To jest chore! - krzyczał Nikczemnik. - Jak. On. Pokonał. Trzysta. Pięćdźiesiąt. Robotów. W. Mniej. Niż. Pięć. Sekund?!

- Ech... To dziedziczne.

- Zwariuję!!! Trzeba sięgnąć po broń ostateczną.

- Jaką?

- Ciebie! Masz ich pokonać! I przyprowadź ich żywych! Przynajmniej jeża. Ja się potem nim zajmę. 

- Mam zdradzić brata i pobić jego kumpli prawdopodobnie do śmierci?

- No przecież to właśnie powiedziałem.

- Wchodzę w to!

- Mój plan zaczyna mieć ręce i nogi. Hahahahahahahaahaahahaahaha!!!

I śmiał się tak przez dwie godziny.

____________________________________________________________

Następnego dnia nie było robotów. Jeżer obudził się pierwszy. Potem LotKot. Następny Norker, a jeszcze później Aila.

- Dobry. - rzekł LotKot do Norkera i Aili.

- Cześć. Która godzina. - zapytała.

- Dziewiąta dziesięć. - mówił Jeżer.

- Czyli... - mówił szczęśliwy LotKot. - Zero puszkobotów Nikczemnika! Chyba gość dał sobie spokój.

- Tak sądzisz? - dobiegł go głos zza pleców. Jego właścicielem był różowy jeż.

- Jeżor? - mówił brat.

- Ooo. Witam spóźnionego. Siadaj. Zająłem ci miejsce. - mówił. - A teraz... - okrążył wszystkich. - Pora zaczynać zabawę. A główną atrakcją jest zabicie wszystkich kumpli zaginionego brata. Czas na imprezkę!!!

- Tylko spróbuj... - zaczął się denerwować Jeżer, zaciskając pięści.

- Oooo matko. Uwaga!!! Mały jeżyk bez umiejętności mnie załatwi.

- Uważaj co mówisz ty...

- Ty co?! No, braciszku. Mam ultimatum. Albo ty. Albo oni. - wskazał palcem na niego, a potem na nich.

- Nie odważysz się!

- Tak sądzisz? - powiedział drwiąco, wyjmując szpony i przysuwając je powoli do szyi Aili. - Pójdziesz ze mną, albo ona, on i on zginie.

- Dobra...

- Jeżer, nie! - krzyczała, ale było za późno. Jeżor wziął brata i skoczył w górę znikając im z oczu.

Rozdział 5[]

- Spokojnie braciszku, nie będziesz cierpieć, umierając. - powiedział Jeżor, wyraźnie zadowolony uprowadzeniem brata.

- Puszczaj!

- Jak się wymkniesz, to przysięgam, że wrócę i zabiję was wszystkich we śnie!

- Cwaniaczek... I tak wszystko się na tobie odbije!

- Ciekawe. O! Jesteśmy na miejscu.

Weszli, a raczej wszedł, taszcząc brata za szyję, przez bardzo długi tunel, Jeżor.

- Mam towar doktorze.

- No proszę!!! Spokojnie, jeżyku, nie będziesz...

- Cierpieć, umierając. Tak, już to słyszałem. - mówił znudzony Jeżer.

- Ach... Dobra, teraz pozbędę się was obu! - krzyknął Nikczemnik.

- Co?! - odkrzyknął Jeżor, ale doktor wcisnął guzik i od razu wylądowali w żelaznych lewitujących kajdanach.

- Zapłacisz za to, grubasie! - krzyknęli oboje.

- UUUU! Już się boję. Dobra Ultra Poniżająca Andromeda! W skrócie, D.U.P.A Bot, do boju!

Wtedy wyskoczył kilkunastometrowy robot, który już wyciągnął tysiące mini-gunów.

- Ognia!

Robot zaczął wszystkie obracać, i strzelać z ogromną prędkością.

- Koniec!!! Już po nich!!!

____________________________________________________________

- Udało się? - spytał kot.

- Tak. Leży tutaj. - powiedziała jeżyca.

- Co, co się stało? - spytał Jeżer.

- W ostatniej chwili zrobiliśmy podkop i wyciągneliśmy ciebie, oraz Jeżora. - powiedział LotKot.

- A gdzie on?

- Zawieźliśmy go na pustynie.

- Całe szczęście. Ale Nikczemnik i tak pewnie mnie szuka. Aila, nie będę narażać cie na niebezpieczeństwo. Weź moje pieniądze i uciekaj do miasta.

- Ale...

- Aila! Nie rozumiesz że chcę cie chronić?!

- No dobrze. Ale robię to dla ciebie. Żegnaj.

- Żegnaj. Będę o tobie myślał przez każdą sekundę.

I odeszła. Tymczasem Norker przyszedł z owocami.

- Gdzie Aila? Poszła sobie? A szkoda. Fajna dziewczyna. Chętnie bym ją wycałował. - mówił.

- Znaczy... o nie, ja ją tak tylko lubiłem. - wybronił się, widząc gniewne spojrzenie Jeżera.

- Dobra, nieważne. I Jeżer... - zaczął LotKot.

- Co?

- Wiesz... podczas ucieczki twoje nogi zostały odcięte!

- Co?!

- Heh. Taki żarcik. Chodźmy spać.

____________________________________________________________

Tymczasem na pustyni.

- Zniszczę doktora, brata, i jego kumpli. Zabiję ich wszystkich!!!

____________________________________________________________

- Uuuuuuuaaaaaaaa!!! - ziewał Jeżer. - Dobra chłopaki. Wstajemy. - i zaczął ich kopać po nogach.

- Co? Znalazłeś brata, Nikczemnik się odczepił, co jeszcze? - mówił LotKot.

- Trzeba braciszka nawrócić. Dlatego odesłałem Ailę. Jeśli by zwariował, i coś nam się stało, to ona byłaby bezpieczna.

- Ech... dobra składajmy ten namiot. - powiedział Norker.

Po złożeniu namiotu, udali się na pustynię.

____________________________________________________________

- Ech, znowu się nie udało... No nic, to ja wezmę cieplutkie kakałko. Mmmm... - mówił łakomie Nikczemnik.

Wtedy usłyszał wielki trzask drzwi, a one wyrwały się z zawiasów, a w nich stanął Jeżor.

- Dzie... dzień dobry przyja... - ale nie skończył, gdyż jeż chwycił go za szyję i przycisnął do ściany.

- Nieładnie, doktorze, nieładnie. Będzie cie czekać surowa kara... - powiedział, spoglądając na wysuwające się ostrza.

Wtedy doktor go kopnął, wskoczył na krzesło, wcisnął guzik i uciekł.

- A niech to!!! Ale i tak go dorwę. Mam jego bazę...

____________________________________________________________

Bohaterowie dostrzegli lecące w ich kierunku małe krzesło, a na nim otyły wąsaty "mężczyzna".

- Uwaga! Zaraz walnie! - krzyczał Norker.

- No wiem... odjazd... To znaczy kiepsko! Wiać! - krzyczał LotKot.

Wtedy krzesło uderzyło, i wyszedł z niego Nikczemnik. Zaczął kaszleć.

- Nikczemnik? Czego tutaj szukasz? - mówił Jeżer.

- Powstrzymajcie go! On nie spocznie dopóki was nie zabije! I mnie przy okazji. - krzyczał doktor.

- Gdzie on jest?! - spytał jeż.

- W mojej bazie. Przejął ją.

- Możemy pożyczyć krzesło? - spytał.

- Jasne. Idźcie do niego! Mnie tu nie było!!!

Wszyscy wsiedli na krzesło, i zostało wystrzelone.

___________________________________________________________

W bazie Jeżora.

W dach wbiło się krzesło. Jeż zawołał:

- Co do jasnej cholery?!

- Twój braciszek, kolego. - powiedział LotKot.

- Grrr. Tym razem skończę z tobą na zawsze! - krzyknął, i wyciągnął z kieszeni hiper szmaragd. - Teraz nie będzie tak łatwo! - krzyknął i zaczął zmieniać wygląd. Jego futro stało się złote, fryzura przypominała nieco tą Norkera, i zaczął się powoli unosić. - Pożegnamy Jeżera uroczyście! - po tych słowach otoczył wszystkich ścianą ze światła, i już namierzał brata.

- Hej, nie tylko ty możesz sie zabawić mocami! - krzyknął Jeżer i wyciągnął czerwony szmaragd. - Bogowie ognia, przyzywam waszą energię! - wrzeszczał na całą energię, i zaczął się zmieniać. Jego futro zmieniło kolor na pomarańczowy, a buty na czerwony. Wziął kule ognia i cisnął nimi w brata.

Advertisement