Sonic Fanon Wiki
Advertisement

Witam! Oto moja powieść nosząca tytuł:Smoczy Tron! Tak, wiem tytuł nie jest zbyt dobry... opowieść będzie skupiona wokół trzech postaci: Króla Ken Khana, Brygidy Zdobywczego Sztormu i Lightinga Lynxa, pewnie połowa z was zadaje sobie pytanie: Skąd wytrzasnąłeś te postacie?, druga połowa myśli: Durniejszych imion dla postaci nie mogłeś wymyślić?, a MrDoc266 myśli: LIGHTING!? HEJ! Ja już zaklepałem to nazwisko dla postaci! Otóż, te postacie nie są moimi dziełami, pochodzą z wydawanych w Ameryce przez firmę Archie Comics komiksów o Sonicu, raczej nie sądzę, aby wśród użytkowników tej strony znajdowała się jakaś osoba, która, podobnie jak ja, orientuje się w uniwersum tych komiksów, tym bardziej, że te komiksy nigdy nie były wydawane po Polsku. Należy również wspomnieć, że wszystkie trzy postaci pełniące role głównych bohaterów uległy pewnym przeróbkom, jak np. prawdziwe imię Brygidy w komiksach nigdy nie zostało wyjawione, więc wymyśliłem coś samemu. Poza tymi postaciami w opowieści pojawi się jeszcze więcej postaci z komiksów, Sonic też pewnie się pojawi, ale raczej nie zajmie jakiejś konkretnej roli. Poza tym, jakby ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś o tych postaciach w komiksach, to nie wpisujcie w Google Brygida Zdobywczego Sztormu, ponieważ imię tej postaci nie posiada oficjalnego spolszczenia, to moje prywatne tłumaczenie, oryginalne imię to: Bride of the Conquering Storm, w przypadku Ken Khana lepiej wpisać Monkey Khan. To już koniec mojego bredzenia, pozostaje mi tylko życzyć miłej lektury i wyrazić nadzieję, że przeczyta to ktoś poza Adminem z psim obowiązkiem sprawdzenia zgodności z regulaminem.

Prolog[]

Pałac Złotego Lotosu, Chun-Nan, Smocze Królestwo

Connie Ring, znana powszechnie jako Brygida Zdobywczej Burzy, tytularna przywódczyni Klanu Raiju szła korytarzem do Sali Tronowej. Rozmyślała nad tym co powiedział jej sługa, który przyszedł do jej komnaty z wezwaniem. Powiedział jej, że Król Ken przygotowuje się do jakieś długiej wyprawy, była prawie pewna, że ona i inni ważni członkowie dworu królewskiego zostali przez niego wezwani, żeby ustalić kto będzie zastępował Króla podczas jego nieobecności, no i przy okazji poznać cel tej wyprawy. Connie już była spóźniona, a od Sali Tronowej dzieliło ją jeszcze sporo, więc parę minut później, kiedy wreszcie dotarła, a właściwie wbiegła do Sali, skupiła na sobie uwagę wszystkich.

-I oczywiście ostatnia przybyła Brygida Raiju, jak zwykle - Stwierdził Król Ken.

"I oczywiście najbardziej irytującą osobą w promieniu kilkuset kilometrów jest Ken Khan, jak zwykle." - Pomyślała Brygida, a potem powiedziała:

-Skoro, jak mówisz, jesteśmy tu w komplecie, to powiesz nam może, po co nas wszystkich zebrałeś?

-Oczywiście, oczywiście, jak część z was już wie, że zamierzam odbyć pewną daleką podróż...

-Ale dokąd? - Spytał Królewski Skarbnik Jagan.

-Spokojnie skarbniku, spokojnie. -Odpowiedział mu Ken, a potem spytał wszystkich obecnych na sali:

-Znacie legendę o Wszechwiedzącym Lotosie?

-Oczywiście, że znamy. - Odpowiedziała za wszystkich Connie. - Chcesz wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu go?

-Tak, chcę wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu go, pewnie już zadajecie sobie pytanie: Dlaczego?, otóż dlatego, że, jak mówi legenda, Wszechwiedzący Lotos został ukradziony z Pałacu Złotego Lotosu przez sługi Czarnych Smoków, uważam, że należałoby by go sprowadzić z powrotem do Chun-Nan. Chyba również uważacie, że Czarne Smoki przetrzymują Wszechwiedzący Lotos już zbyt długo?

-A może teraz może zajmiemy się rzeczą najważniejszą, czyli kto będzie rządził za ciebie, kiedy ty będziesz się bawił w poszukiwania Lotosu?

-Brygido, jak zwykle zajmujesz się tylko sprawami, które mogą przynieść ci zysk.

-Czy ty sugerujesz, że mogłabym przeprowadzić zamach stanu pod twoją nieobecność?

-Nie, nie sugeruje. Więc, nie przedłużając, pod moją nieobecność władzę będzie sprawować rada regencyjna, złożona z Li Yuena, Marszałka Baltaca, Skarbnika Jagana i Kanclerza Xi Neuga. Jeśli np. jakieś większe plemię nomadów postanowi napaść na królestwo , oczywiście Baltac stanie się przywódcą państwa na czas najazdu. To już wszystko, możecie odejść, tylko z członkami Rady Regencyjnej chciałbym przedyskutować parę spraw przed wyjazdem.

Od razu po wyjściu z sali, Brygida zaczęła rozmyślać nad tym, co usłyszała. Ken wyruszy na poszukiwania Wszechwiedzącego Lotosu, znając go, pewnie wróci z pustymi rękami i podkulonym ogonem... no i tyłem przypalonym przez Czarne Smoki, nie wolno o tym zapominać. Bardziej ją interesowało, co się będzie działo w Smoczym Królestwie pod jego nieobecność, tutaj Ken miał rację, pierwszy i najpewniej ostatni raz, faktycznie mogła na tym zyskać, kiedy Ken wyjedzie, pojawi się szansa na przywrócenie oryginalnego paktu pomiędzy Klanami a Królestwem, wtedy byłaby prawdziwą władczynią Klanu Raiju, jak jej poprzednicy sprzed kilkuset lat. Cóż, na pewno nie będzie tak, że po prostu wszyscy spokojnie przeczekamy nieobecność Króla, który na koniec wróci do swej Domeny i zasta ją w takim, samym stanie, w jakim ją opuścił, była pewna, że tak nie będzie, nie wiedziała dlaczego, ale była pewna.

Rozdział 1-Początek[]

Nazajutrz Król Ken opuścił stolicę z samego rana, kiedy słońce dopiero wychylało się zza horyzontu. Towarzyszył mu mały oddział piechurów, a on sam jechał na koniu. Patrzył z uśmiechem na Pałac Złotego Lotosu i otaczające go miasto Chun-Nan. Zastanawiał się, czy Li Yuen i reszta rady regencyjnej zdołają utrzymać Królestwo w względnym spokoju, w końcu na dworze było wiele osób, które bardzo chętnie zwiększyłyby swoje wpływy, cóż... po powrocie do Królestwa będzie się musiał na szybko zaznajomić z nową sytuacją polityczną, która najpewniej będzie wyglądać zgoła inaczej od obecnej, tak, Brygida Raiju, ta rysica na pewno tego dopilnuje, i nie tylko ona... Zresztą, to wszystko jest nieważne, jeśli legenda o Wszechwiedzącym Lotosie jest prawdziwa, to zdobędzie nie tylko wiedzę Lotosu, ale również respekt wszystkich mieszkańców Smoczego Królestwa, no może z wyjątkiem Brygidy Raiju, ale jej respektu nie zdobyłby, nawet gdyby stworzył cały świat przed jej oczami. Porzucił te rozmyślania i zapatrzył się w widniejące na horyzoncie, Góry Smoków, łańcuch górski będący naturalną barierą, chroniącą mieszkańców Królestwa przed najazdami nieprzyjacielskich sąsiadów, oczywiście nie licząc żyjących na północy plemion nomadów.

Kilka Godzin później, Pałac Złotego Lotosu

Uderzenie, unik, kopnięcie, znowu unik i kopnięcie, a raczej próba kopnięcia, udał jej się unik, a teraz chce mnie uderzyć, ale kończy się na chęci, łapię ją za rękę i przewracam na ziemię. Wreszcie mi się udało!

-Nieźle, co? Wreszcie cię pokonałem! Po tylu porażkach!

-Wydawało mi się, że po przerobieniu tej sytuacji 200 razy wreszcie się nauczysz...

O szlag, faktycznie zapominam o tym za każdym razem...

Podcięcie i kilka uderzeń później...

-To był naprawdę dobry trening, Lighting, nie licząc tego głupiego błędu, który popełniasz z upartością osła, radzisz sobie coraz lepiej.

-Echhh... proszę cię, nie drwij ze mnie. A tak swoją drogą, pozwolisz mi wstać?!

-Proszę. - Connie zdjęła nogę z piersi Lightinga.

-Dzięki...

-Lighting, mam takie pytanie.

-Zgaduje, że chcesz zapytać, czy nie mam jakichś planów z związku z nieobecnością Króla?

-Dobrze zgadujesz.

-Nie, nie mam żadnych planów, ale pewnie przyłożę rękę do wykonania twoich. Zresztą słabo orientuje się w polityce i nie wiem, czemu nieobecność Króla sprawia, że wszyscy chcą wypełnić swoje ambicje. Może mi to wyjaśnisz?

-Najwidoczniej nie znasz prawdziwej roli Króla w Smoczym Królestwie, Lighting, jak zakładano Chun-Nan, to pierwszy z dynastii Khanów poprzysiągł zaprowadzenie pokoju w Starej Domenie Smoków, między innymi temu służyło podporządkowanie Czterech Klanów Królestwu, ale Khanowie wiedzieli, że żeby był pokój, nie wystarczy sprawić żeby wszyscy płacili podatki do jednego skarbca, ale trzeba jeszcze sprawić, aby cała władza była w rękach jednej, rozsądnej osoby. Więc każdy z władców z rodu Khanów miażdżył w zarodku wszelkie próby zdobycia jakichś znaczących wpływów przez tych, którzy mają na uwadze tylko swój interes. Teraz prawie każdy będzie próbował zdobyć tyle władzy, żeby Król Ken po powrocie nie był w stanie im jej odebrać całkowicie, a inni będą próbowali zdobyć taką pozycje, żeby Król uznał usuwanie ich za niepotrzebne.

-Mniej więcej rozumiem, a ty, masz jakiś pomysł na podniesienie swojej rangi?

-Na podniesienie swojej rangi? Nie, mi zależy na podniesieniu rangi klanu.

-Rangi Klanu, mówisz...

-Nasz klan jest słaby i całkowicie uzależniony od Króla przez ten przeklęty Pakt Króla Riuki, pod nieobecność Kena pojawia się szansa na przywrócenie układu z czasów Króla Nagha.

-Z tego, co pamiętam, to według tamtego Paktu Klany były de facto niepodległe. -Dobrze pamiętasz, rozumiem, że mogę na ciebie liczyć?

-Oczywiście. Obmyśliłaś już jakieś ruchy prowadzące do przywrócenia starego układu?

-Jak na razie tylko obserwujemy rozwój wypadków. Przywrócenie starego układu trzeba wynegocjować z radą regencyjną, bez jakiegoś mocnego argumentu nie mamy szans ich przekonać.

-Niech tak będzie, czekam na twoje rozkazy, Connie.

Rozdział 2-Niebezpieczeństwo[]

Kilka dni później w Smoczych Górach.

Ken studiował mapę Smoczych Gór, kiedy przybiegł do niego jeden z żołnierzy.

-Panie, wrócili zwiadowcy!

-Jakie wieści przynoszą?

-Mówią, że wąwóz prowadzący na Drugą Stronę Gór jest zablokowana przez głazy!

-Niedobrze... musimy przejść przez Jaskinię Jengi.- Powiedział Król, przyglądając się mapie.

-Ale panie, legenda mówi, że tam mieszka potwór!

-To tylko legenda, a poza tym słyszałem tą legendę wiele razy, ale ani razu nie usłyszałem chociaż szczątkowego opisu tego potwora.

-Ehhh... czyli mam powiedzieć reszcie, że mają się przygotować do marszu?

-Tak.

Parę godzin póżniej Król, wraz z orszakiem, dotarł do wejścia do jaskini. Potem weszli do środka, jeśli mapy mówią prawdę, to na drugą stronę gór powinien prowadzić główny szyb jaskini. To będzie łatwe! Ucieszył się w myślach Król. Na początku faktycznie było łatwo, ale po jakimś czasie natrafili na dziwny głaz, który blokował drogę. Ken musiał się naradzić z porucznikiem dowodzącym orszakiem.

-Wszędzie, gdzie byśmy nie poszli, to zastajemy blokujące nam drogę głazy. Chyba ktoś rzucił na mnie jakąś klątwę!

-Proszę się tak nie przejmować! Korytarz ma wiele odnóg, jakaś nas na pewno doprowadzi drugą stronę gór! Trzeba tylko je sprawdzić!

-Hmm... masz rację, tylko żeby nie zajęło nam zbyt dużo czasu szukanie tej, właściwej odnogi. Sprawdźmy na początek tą! - Powiedział Ken, wskazując obiecująco wyglądającą odnogę.

Ruszyli nią, na początku wszystko było dobrze, ale, nagle coś upadło na Ziemię, a jeden ze strażników krzyknął.

-To tylko kamień, idioto!-Krzyknął na niego inny żołnierz, który sekundę póżniej już nie żył, ponieważ stwór, który przez przypadek strącił kamień, zeskoczył na niego i rozpruł go długimi pazurami. Naprawdę szybko rozprawił się też z resztą strażników, tylko porucznik był w stanie lekko drasnąć potwora. Istota rozejrzała się za Kenem, ale ten, na koniu był już spory kawałek dalej, już docierał do zakrętu, za którym czekało na niego wyjście. Stwór wiedział, że go nie dogoni, dotarło do niego, że nic nie będzie z wymarzonego, Królewskiego posiłku, ale to polowanie i tak było udane, mięso żołnierzy Króla będzie mu starczyć na długo.

Tymczasem, w Pałacu Złotego Lotosu

Connie szła alejkami ogrodu pałacowego, przed chwilą pokonała Lightinga, już 202 raz w ten sam sposób... Czemu popełniał ten błąd cały czas? Czyżby wizja wygranej z nią go tak cieszyła, że zapominał o podstawowych kwestiach? Chciał jej zaimponować? To na pewno, mężczyźni w jej klanie zawsze, ale to ZAWSZE odstawiali różne pokazy siły przed przed kobietami. Tyle, że z reguły odstawiali je przed kobietami, które kochali. Lighting ją kochał? Hmm... to by miało sens, przecież znają się od dziecka i on zawsze był wobec niej taki ustępliwy, wcześniej myślała, że to było spowodowane tym, że należała do najbardziej wpływowej rodziny w klanie. Echh... cały czas była taka dumna z siebie, że wysoka ranga nie napsuła jej głowie, a tu nagle do niej dotarło, że tak naprawdę, bez większego powodu, uważała się za lepszą do większości, ze względu na swoje pochodzenie. Właśnie w taki sposób Klany zostały pozbawione niezależności, Khanowie wykorzystywali zapatrzonych w siebie Daimio i Brygidy, i skłaniali tych idiotów do podpisywania upokarzających, i ograniczających władzę klanów traktatów. Ona pozbędzie się skutków idiotyzmu swoich poprzedników i przywróci klanom ich dawną chwałę! A potem będzie mogła pomyśleć o sprawach takich, jak znalezienie sobie męża, w sumie nie wyobraża sobie w tej roli kogoś innego, niż Lightinga.

Kiedy tak myślała, to na jednym z drzew brzoskwini dostrzegła jakiś ruch, odwróciła się szybko w tamtą stronę i... zrozumiała, że to był błąd, kiedy usłyszała odgłos uderzenia o żwir pokrywający ogrodowe alejki i dźwięk wysuwania miecza. To była pułapka!

Rozdział 3-Walka[]

W tej samej chwili, w innej części pałacu.

Lighting szedł korytarzem do swej komnaty, nie wiedział co się działo z Connie. Jednak to o niej cały czas myślał. Po raz kolejny z nią przegrał, ponieważ znowu zapomniał o najprostszej rzeczy:  Dopilnowaniu, żeby przeciwnik nie wstał. Zamiast tego stał jak idiota jakieś pół metra od niej i chełpił się przed sobą i przed Connie. Tak, podkochiwał się w niej od kiedy się poznali, czyli od kiedy, podczas jednego z miesięcy buzu (miesiąc, w którym Brygida lub Daimio Klanu wraca do siedziby Klanu, kiedy miesiąc się kończy, to władca wraca do Chun-Nan, gdzie urzęduje przez resztę roku. Miesiąc Buzu został wymyślony przez Króla Riuka, kiedy przywódcy Klanów Raiju, Shinobi i Gossamer sprzeciwili się pomysłowi, żeby przenieśli się do stolicy i całkowicie opuścili siedziby swoich klanów), jej ojciec, Daimio Leung Ring postanowił zabrać ze sobą swoją, wtedy pięcioletnią córkę do siedziby Klanu. Już wtedy się spotkali i przez ten miesiąc się dobrze poznali. A radość Lightinga nie miała końca, kiedy rok później dowiedział się, że Connie zostaje na stałe, ponieważ jej ojciec uznał, że jako Raiju musi się wychowywać wśród swoich. Przez jedenaście lat bardzo się do siebie przywiązali, aż jej ojciec zginął w bitwie przeciwko nomadom z plemienia Hert-Chai. Jako że był przywódcą klanu, trzeba było przedwcześnie wybrać nowego, ale Raiju zawsze, niezależnie od sytuacji, wybierali swojego przywódcę w ten sam sposób: poprzez turniej, ponieważ Raiju uważali, że najlepszym przywódcą będzie najlepszy wojownik. Akurat tym razem tak było, Connie wygrała, miażdżąc swoich przeciwników bez trudu, a w ostatniej walce zmierzyła się z nim. Pokonała go, jak innych, po wszystkim zabrała go ze sobą do stolicy, gdzie oficjalnie został członkiem elitarnej straży pałacowej, ale tak naprawdę był po prostu dodatkową parą oczu i uszu dla Connie. No i jej najbliższym przyjacielem, wiedział to, ponieważ był jedyną osobą, przed którą zdejmowała tą swoją maskę ponurej powagi. No, właściwie, była jeszcze jedna osoba, przy której nie nosiła tej "maski", tą osobą był Król Ken, o ile, zanim Connie została Brygidą, i kiedy odwiedzała Chun-Nan najwyżej raz do roku, Lighting znał jej stosunki z Królem (wtedy jeszcze Księciem) tylko powierzchownie, o tyle, kiedy razem z nią przyjechał do pałacu, od razu poznał prosty wzór: Connie i Ken Khan w jednym pomieszczeniu = wojna. Cóż, Lighting był gotowy oddać życie za nią, zarówno ze względów osobistych, jak i ze względu na to, że była Brygidą Klanu Raiju. Tak rozmyślając, Lighting szedł ciemnym korytarzem, aż nagle ktoś mu przycisnął nóż do gardła.

-Jeśli chcesz żyć kilka sekund dłużej i umrzeć szybką śmiercią, nie ruszaj się.- Powiedziała ciemna postać.

-Niech ci będzie.

-Dobrze, a teraz... idziesz tam, gdzie cię poprowadzę, zrozumiano?- Powiedziała postać, robiąc najgłupszą rzecz, jaką mogła zrobić: oddaliła znacząco nóż od jego gardła.

Lighting to wykorzystał, dosłownie sekundę później jego niedoszły porywacz leżał na ziemi, przytrzymywany mocno przez niego.

-Kto cię nasłał?!

-Spokojnie koleś, spokojnie.... nie ma co się denerwować...

- KTO CIĘ NASŁAŁ?!!

-Nie znam imienia gościa, powiem ci tyle, że moim zadaniem było tylko odwrócenie twojej uwagi.

-Od czego!?

-Od tamtej dziewczyny, z którą trenowałeś!

-O nie... - Lighting ogłuszył "porywacza", żeby nie uciekł i pobiegł do ogrodu, po drodze zgarniając katany z jednej ze zbrojowni straży pałacowej. Znalazł Connie w ogrodzie, walczącą z kilkoma uzbrojonymi postaciami w czerni. Ile ich było? Siedem, siedmiu uzbrojonych przeciwników, a teraz sześciu... Pomyślał, zabijając najbliższego z nich.  Connie podbiegła do niego, przy okazji przewracając paru, mocno zdziwionych, zamachowców, i wzięła od niego katanę.

-Skąd się dowiedziałeś, jakieś przeczucie?

-Nie, ale ich zleceniodawca najwidoczniej myślał że tak, nasłał na mnie jakiegoś pacana, który, jak sam twierdzi, miał mnie zająć.

-Rozumiem, co z nim zrobiłeś?

-Leży nieprzytomny w korytarzu.

-Aha... ciekawie będzie, jak ktoś go znajdzie.

-Ciekawie... zajmiemy się twoimi niedoszłymi zabójcami?

-Jasne... - Connie odcięła rękę zabójcy, który próbował jej przeciąć szyję. - Chociaż nie wiem, czy już możemy być pewni zwycięstwa.

Ruszyli na wrogów, na początku radzili sobie bez problemów, ale po chwili pojawił się osobnik w czarnej pelerynie i masce smoka, zaatakował Connie, udało jej się zatrzymać pierwszy cios, ale nie udało jej się zatrzymać drugiego, oberwała w ucho, ten atak miał tylko odwrócić uwagę, i zrobił to, Brygida nie była w stanie odeprzeć trzeciego ataku, skierowanego w jej tułów, ale na szczęście jej oponent nie zauważył Lightinga, w efekcie zginął, nawet nie widząc swego zabójcy.

-Jak się czujesz? - Spytał Lighting, pomagając jej wstać.

-Ech... niezbyt dobrze... auć! - Connie zauważyła sporych rozmiarów ranę w swoim boku. -Gdybyś się za niego wziął kilka sekund póżniej, to bym była martwa..

-Wiem... ucho też ci uszkodził....

Faktycznie, lewe ucho Brygidy było rozcięte do połowy, na szczęście żadna z ran nie krwawiła (na razie).

-Zabierz mnie do lekarza, a potem powiadom Dowódcę Menga.

-A myślałaś, że co chcę zrobić?

Rozdział 4-Zajazd[]

Kilka kilometrów na zachód od Smoczych Gór.

Ken wreszcie pozwolił sobie i swojemu koniowi odpocząć, był już pewien, że bestia go nie dogoni. Jak wskazywała mapa, trafił na Pustynie Okrenshi, kraina ta nie miała żadnego władcy, mieszkali tu tylko wyjątkowo uparci nomadzi i kilka małych grup bandytów, którzy chowali się tu przed gniewem armii sąsiednich królestw. No i Overland, ale ich pewnie można spotkać nawet na powierzchni słońca. Tuż przed Kenem, niesiony przez wiatr, przeturlał się krzak octu, wydawało mu się przez chwilę, że jakieś złośliwe bóstwo zrobiło sobie z niego żart. Po chwili dosiadł konia i wyruszył w poszukiwania jakiejś oazy, lub przynajmniej karawany.

Natrafił na oazę po siedmiu godzinach poszukiwań. Jak na standardy Okrenshi, była to dość spora oaza, składała się z niezbyt dużego jeziorka, wokół którego było rozsianych kilkanaście drzew i wiele mniejszych roślin, ale Kena, w tej chwili, najbardziej obchodziła nie oaza, a stojący obok niej zajazd. Właściwie to nie wiedział, czy to jest zajazd według definicji stosowanej powszechnie w Smoczym Królestwie, ale wiedział, że w tym miejscu można dostać jedzenie, pewność tą zawdzięczał między innymi drewnianej tablicy umieszczonej przy wejściu, na tablicy tej był napis po Overlandzku, głoszący: "FOOD, DRINK AND ACCOMMODATION FOR YOU AND YOUR HORSE!", dla większości mieszkańców jego królestwa ten napis był szyfrem nie do odczytania, ale na szczęście, w dawnych czasach jego ojciec wmuszał w niego naukę tego języka, podobnie jak kilku innych... Pierwszą osobą, jaką spotkał, był stajenny, niski(jak na standardy swojego ludu) overlander w słomianym kapeluszu.

-Witam w naszym zajeździe, panie....

-Ken... Jakkar. - Lepiej nie podawać prawdziwego nazwiska, pomyślał Ken.

-Witam panie Jakkar! Pozwoli pan, że odprowadzę pańskiego konia do stajni...

-Dobrze. - Król zeskoczył z konia. - Ile będzie kosztowało napojenie i nakarmienie go? - Spytał się. -Mam tylko pieniądze ze Smoczego Królestwa. - Dodał szybko.

-W takim razie... to będzie osiem Yuanów.

To doskonała oferta, biorąc pod uwagę fakt, że ten człowiek na pewno zdaje sobie sprawę, że mógłby ze mnie wycisnąć znacznie więcej, pomyślał Ken. Nie czekając, aż tamten zmieni zdanie, podał ma wymaganą sumę.

-Dziękuje, pański koń zostanie napojony i nakarmiony do syta. - Stajenny już szedł z koniem w stronę stajni, a Ken w stronę zajazdowej Kantyny, kiedy ten pierwszy odwrócił się i powiedział do Król. - Wie pan, że wygląda pan dokładnie jak władca Smoczego Królestwa, podobnie jak pan, jest on małpą, w dodatku imię takie samo. No i podobno Smoczy Król wyruszył w pewną wyprawę.

-Och... co za zbieg okoliczności...

-Proszę się nie kompromitować, wasza wysokość, starego Toma tak pan nie oszuka. Spokojnie, wasza wysokość, nie powiem wszystkim, że jest pan Królem, co cwańsi się sami domyślą.

-Dziękuje... A tak w ogóle, to skąd pan wie o mojej podróży, przecież wyruszyłem dopiero kilka dni temu.

-Też się zdziwiłem, kiedy usłyszałem rozmowę tamtej dwójki, kiedy powiedzieli, że wyruszył pan kilka dni temu.

-Jakiej dwójki!?

-Dzisiaj, z samego rana przyjechała tu taka parka, Overlander i Mobianka, Overlander miał chyba z dwa metry wzrostu, ciężki pancerz i całą masę różnej broni, a Mobianka, to była ubrana na czarno czerwona lisica. Przy pasie miała długi sztylet i kastety.

-Hmm... jeszcze raz, dziękuje.

Po tej konwersacji, Ken ponownie skierował się w stronę Kantyny, teraz wiedząc, że ktoś go tam pozna. Był pewien, że ta Lisica i overlander, o których mówił Tom, są przez kogoś wynajęci. Tylko przez kogo? Najpewniej przez jakichś sługów Czarnych Smoków, albo możliwe, że sami byli sługami Czarnych Smoków. Tak rozmyślając, wszedł do Kantyny. Było w niej zdecydowanie więcej ludzi, niż się można było spodziewać po lokalu położonym na środku pustyni. Przy jednym ze stołów siedział około czterdziestoletni overlander o gęstej, czarnej brodzie i kwadratowej szczęce i niebieskich oczach, cały jego korpus, nogi i ręce okrywał potężny pancerz ze stali, na który były narzucone skórzane spodnie, rękawice i kurtka. Na stole obok leżał typowy, overlandzki hełm wyposażony w maskę gazową, oraz karabin i parę innych, typowo overlandzkich broni. Obok siedziała jego towarzyszka, czerwona lisica, na głowie miała grzywkę, miała około dwadzieścia pięć lat, czyli mniej więcej tyle co on. Miała na sobie czarne buty, rękawiczki bez palców, spodnie, pelerynę i koszule, wokół koszuli miała pas, do którego był przytwierdzony sztylet, a na stole leżały kastety. Miała niebieskie, podkrążone oczy, długi ogon z białą końcówką i naprawdę piękną twarz, która była jednak oszpecona niewielką blizną, zarówno ona, jak i jej towarzysz mieli zachodnie rysy.  To na pewno była para, o której mówił Tom. Lepiej, żeby go nie zobaczyli... Za późno, już go zobaczyli! Zauważył Ken z przerażeniem. Oczy obojga były skierowane prosto na niego. Postanowił udawać, że się tym nie przejmuje, podszedł do lady i zamówił obiad, oraz nocleg. Po zjedzeniu obiadu odwiedził zajazdowego sprzedawcę, u którego kupił trochę zapasów. Chwilę potem poszedł do swojego pokoju, położył się na łóżku i zasnął od razu. Obudził się o czwartej rano, wbrew jego obawom, tajemnicza parka nie złożyła mu nocą nieprzyjemnej wizyty. Ponieważ nie miał już żadnych interesów w tym miejscu, postanowił od razu się spakować i pojechać dalej. Poszedł do stajni, gdzie zastał Toma który właśnie przygotowywał jego konia.

-Skąd pan wiedział!?

-Powiedźmy, że mam swoje sposoby, do tych sposobów zalicza się nie spanie o czwartej i to, że schody prowadzące z Kantyny do pokojów widać przez okno.

-Aha....

-Tamta lisica i jej kumpel wyjechali tuż przed północą.

-Dziękuje.

Ken, żegnając Toma, i wypłacając mu solidny napiwek, wyjechał z overlandzkiego zajazdu i skierował się na zachód. Ale na jednym ze wzgórz czekała na niego niemiła niespodzianka...

-Hehehe... już jedzie, już jedzie nasze sto tysięcy na łebka! - Oznajmił swojej wspólniczce overlander.

-Super...

-Co ty taka smutna jesteś, czerwonko? Przecież, kiedy dostawaliśmy to zlecenie, to ty mnie musiałaś przekonywać.

-Zamknij się, puszko, tylko powiedz, kiedy do nas dotrze. - Powiedziała "Czerwonka" i wzięła swój sztylet, który wcześniej leżał na kamieniu.

-Już za kilka minut, będziesz mogła dać upust swoim chorobom psychicznym.

-Że ja niby mam choroby psychiczne? A powiedz mi, czy to nie ciebie przez kilka lat trzymali w psychiatryku?

-Ciebie też by trzymali, nawet dłużej, gdyby twoje życie kogokolwiek obchodziło.

-...

-Tylko mi się tu nie potnij ze smutku, biegające mięso armatnie mi się przyda jeszcze wiele razy.

-Mam ogromną ochotę cię rozerwać na strzępy, jedyne, co mnie powstrzymuje, to świadomość, że nie poradzę sobie bez świra z pistoletem na kulki.

-Już, cicho! Jak będziemy się tak wydurniać, to go nie złapiemy!

Advertisement