Sonic Fanon Wiki
Advertisement

Zagrożenie - opowiadanko autorstwa, no domyślcie się kogo. Premiera nastąpi kiedy wszyscy chętni się zapiszą. Na dole są zapisy!

Rozdziały[]

Rozdział I - W obliczu zagrożenia[]

Na Lorem wystrzelono kapsułę z toksycznymi odpadkami, które wpadły do wód Oceanu Środkowego. Pod wpływem dużego ciśniania, kapsuła się rozpadła i odpadki roztwoniły się po wodach, powodując wymarcie ryb. Niedługo potem okazało się, że zostały one radioaktywnie zmutowane przez naukowców dr. Eggmana, który ponownie chce zapanować nad światem. Obmyślił plan, że jeśli uratuje Lorem od wirusa, Lorem go pokocha i zostanie władcą całej planety. Tak się jednak nie stało. Ekipa Nate'a Blayde'a dostarczyła do Międzygalaktycznej Agencji Policyjnej nagranie, gdzie Robotnik przyznaje się do popełnionego czynu. Po mimo wielu prób schwytania doktora, MAP nic nie zdołało. Eggman uciekł spowrotem na Mobius i ukrył się w jednej ze swoich kryjówek. Wszyscy mieli już czarne myśli zachorujemy i umrzemy. Nic takiego się nie stało. Na ratunek przybył Nate Blayde i jego zespół - bliźniaki Clarke, księżniczka Debris, Wera, Heidi oraz Jax Harris. Minął rok. Nate ma teraz dziewczynę i można powiedzieć, że żyje jak każdy normalny i porządny obywatel. Do czasu.

Nate razem ze swoją dziewczyną, Selene siedzą w kawiarni pijąc owocowy koktajl i trzymając się za ręce. Minęły trzy miesiące od kąd oficjalnie zostali parą.

- Nadal nie mogę uwierzyć, że jestem z bohaterem Lorem, skarbie!

- Haha... Bo się rumienię! Eggman jest strasznym dupkiem, ale doskonale go znam... Od razu wiedziałem, że maczał w tym palce. - rzekł Blayte łapiąc dziewczynę za ręke. - Skończ swój koktajl i przejdziemy się jeszcze na spacer, ok?

- Oczywiście, już kończę. - powiedziała dziewczyna puszczając Nate'owi oczko. Miłą atmosferę przerwał cud technologi, Xtranciver - zegarkowa wersja smartfona. Dzwonił Rick Clarke. Nate odebrał i rzekł;

- Cześć, RC, co się dzieje? 

- To nie rozmowa na Xtranciver. Widzę Cię za pół godziny u mnie w mieszkaniu, to pilne!

- Dobra, dobra... - i się rozłączył. Selene wstała i założyła torebkę na ramię. 

- Słuchaj, kotku... Muszę coś załatwić... Żeby nie psuć tego dnia, pójdziemy na spacer i odprowadzę Cię do domu, ok?

- Dobrze, jeżeli to pilne, to chodźmy.

Kiedy to Nate zaprowadził Selene do domu, szybko wsiadł do samochodu i pojechał na ulicę, na której mieszkał Rick. Bardzo szybko dostał się na odpowiednie piętro. Stał już w progu drzwi.

- Wejdź, Nate... - rzekła Heidi. W mieszkaniu Ricka byli wszyscy jego bliscy przyjaciele: Wera, siostra Ricka - Jina i jej chłopak Jax oraz Zuza i jej chłopak Kaito.

- Co tu się dzieje? - zdziwił się Nate i spojrzał na Ricka. Po chwili Heidi zgasiła światło, Wera zasłoniła okna żaluzjami, a Rick przygotował tablicę i projektor. Włożył jakąś dyskietkę i stanął obok tablicy.

- Jak już mówiłem, Nate. To pilne... Zgromadziliśmy się tutaj, aby omówić wiele kwestii, dotyczących naszej misji... Wycieczki w sam środek największej dżungli na Lorem.

- No cóż... O co chodzi?

- Lorem to jedna z wielu zamieszkiwanych planet w Układzie Epsilonu... Ponieważ znamy jedynie połowę z nich, musimy Ci coś pokazać. - Heidi przesunęła slajd o jeden obrazek. Na obrazku widniał skrawek gazety, na którym widniał napis W pobliżu Lorem odkryto silne działania jakiejś nieznanej dotąd energii.... Wera podeszła do Nate'a i dała mu ten skrawek. Ten po cichu przeczytał. 

- To... to głupio brzmi... - szepnął.

- Co najlepsze, naukowcy odkryli srebrną kapsułę na terenie największej dżungli w Lorem, wiesz, gdzie to jest. Próbowali na wiele sposobów ją otworzyć, ale nic z tego.. - rzekła Wera i usiadła. - Ja też nie wiem co o tym myśleć...

- Myślę, że coś na terenie dżungli musi być ukryte... A mianowicie klucz, musi to być jakaś informacja z innego świata... Nie wiem... - Rick schował projektor do szafy i poszedł do kuchni. Po chwili przyniósł napoje.

- A teraz napijmy się czegoś zimnego, strasznie upalny dziś dzień, no nie?

- Z tym się zgodzę! - krzyknął Jax.

- Zaraz! - krzyknął Nate i odruchowo stłukł szklankę. Wstał z kanapy i pobiegł do sypialni Ricka. Wiedział dokładnie, gdzie są zdjęcia z ostatniej wyprawy. Przypomniał sobie, kiedy razem z Selene oglądali zdjęcia pewnego wieczora, na jednym z nich znajdowała się szara furgonetka z fioletowym symbolem. Taki sam symbo znajdował się na kapsule.

- Widzicie to! - Nate pokazał zdjęcie przyjaciołom. - Taki sam symbol jak na kapsule, coś mi tutaj nie pasuje, widzieliście tą furgonetkę?

- Może i tak, może i nie... Zresztą, było to pół roku temu! - Rick wziął zdjęcie do ręki i położył na stole. - Mam sprzęt, co może nam w tym pomóc.

- Jaki sprzęt? - zapytała Jina.

- Jeśli zeskanuję zdjęcie, powiększe symbol, wstawię na jakąś stronę, to powinny pojawić się podobne... A jeśli tak to w końcu na jakiejś stronie powinny się znajdować informację dotyczące tej kapsuły... Taki mój pomysł...

Po przesłaniu zdjęcia na stronę, Rick wszedł na główną stronę przeglądarki i napisał tytuł strony, potem podłączył do laptopa jakiś kabel, a drugi do czarnej antenki, którą wystawił za okno. Na monitorze pojawiło się małe okienko z napisem: Wczytuję, proszę czekać.... Po chwili pojawił się napis Brak danych.

- Nie wiem co to za sprzęt, ale musiałeś odruchowo zalać go kawą lub inną cieczą, bo chyba się zepsuł. - rzekł Kaito.

- Nie... Po prostu nie może znaleźć lokalizacji, w na której zostało wysłane zdjęcie... Widocznie takie miejsce nie istnieje lub zostało usunięte z bazy danych, ale jest to nie możliwe... Pozostaje tylko jedno...

- Kosmici?

- Nie kosmici, a cywilizacja z jakiejś planety, w końcu nie znamy większości planet w UE... Może kapsuła została wysłana na Lorem z jakiegoś pokładu, który potrfił przemieszczać się z jednej galaktyki do drugiej, nie mam zielonego pojęcia! - Rick wyłączył laptopa i wstał. 

- Słuchajcie, trzeba lecieć...

- Gdzie? Jak i kiedy? - zapytał Nate.

- Do Central Jungle... I to najszybciej jak się da... Pojutrze u mnie o siódmej rano, jasne?

- Okej, mogę lecieć... Mam coś ze sobą zabrać?

- Jedzenie, ubrania na zmianę, najlepiej na krótkie rękawy i tak żeby nie było ci gorąco... 

- A gdzie my te jedzenie przechowamy?

- Zaskoczę was, ale to dopiero jutro... Każdy z was ma na jutro przynieść sporą ilość jedzenia, a teraz wybaczcie, ale mam trochę rzeczy do roboty, to niespodzianka. Oczywiście widzimy się jutro o siódmej i mam nadzieję, że się nie spóźnicie, to papa!

Nate wyszedł z mieszkania pierwszy i szybko wyszedł na dwór. Niedługo po nim wyszli już wszyscy, oprócz Heidi, która prawdopodobnie zostanie u Ricka na noc. Blayde wsiadł do samochodu i pojechał, w głowie nadal wyobrażał sobie wycieczkę do Centarl Jungle.

Rozdział II - Kierunek - Central Jungle![]

Zadzwonił dzwonek telefonu. Wybiła 6:30 rano, Nate wyłączył alarm i po chwili zerwał się z łóżka.

- O Jeżu, zaspałem! - Z prędkością światła pobiegł do łazienki i skoczył pod prysznic. Po pięciu minutach wyszedł prosto do kuchni, wyjał jakąś dużą torbę i spakował 2/4 lodówki do niej, a z szafki wyjął parę butelek napoji. W błyskawicznym tępie ubrał się i wskoczył z torbą ubrań i jedzenia na Extreme Geara, spadł na dach swojego samochodu na szczęście nie uszkadzając go. Po paru minutach dojechał na miejsce, wybiła godzina 7:00.

- Punktualnie! - krzyknął Rick również spakowany. Heidi wyszła z pokoju z dwoma większymi pakunkami.

- Zastanawiam się, gdzie my to wszystko pomieścimy... - rzekł Jax.

- I to jest właśnie ta niespodzianka. Na dole jest mój wan, macie kluczyki i wrzućcie wszystkie torby. - powiedział Rick rzucając Nate'owi klucze. 

- Jasne... - odparł Blayde. 

Po wrzuceniu wszystkich toreb, Nate wsiadł do samochodu i dał klucze Jaxowi, który już odpalił busa. Czekali tylko na Werę, Heidi, Ricka i Jinę. Kiedy wszyscy się zberali, nie pozostały nic tylko wyjazd. 

Jechali i jechali, aż w końcu dotarli na Międzygalaktyczne Lotnisko Lorem. Tam czekała ich ogroma niespodzianka. 

- Proszę bardzo! Patrzcie i podziwiajcie! - krzyknął Rick i otworzył drzwi ogromnego hangaru. W środku stał ogromny pojazd latający.

- Jezu! - krzyknął Jax i podbiegł bliżej statku. - Musiało to kosztować miliony!

- Jedynie 500 000 tysi... Wiecie, pomoc z biologiczną bombą troszkę nas wzbogaciła, nie? 

- Ale... Taki statek musiał kosztować o wiele więcej! - krzyknął Nate.

- Tak, ale ten był w słabym stanie. Przez te pół roku zdołałem go naprawić, wymieniłem części, silniki i generatory. Wszystko idzie cud, miód i orzeszki! - rzekł zachwycony Rick. Podszedł do jednego śmigła i zerwał materiał w miejscu, w którym namalowany został napis Argo I. Rick otworzył tylne drzwi hangaru i podjechał minibusem, tyle drzwi helikariera otworzyły się i Clarke wjechał nim do środka. Ponieważ pojazd był tak duży, bus zajmował 1/4 miejsca. Wszyscy zachwyceni unowocześnionym pojazdem, chętnie do niego weszli. W środku już ktoś był: Kot Smart, jeżyca Ada oraz Kotka Mel. Byli to kadeci zespołu, a zarazem część zespołu. Po krótkim zapoznaniu się nawzajem, helikarier odpalił silniki. Za sterami siedzieli: Jax, Rick, Smart i Nate. Za Nate'm i Rickiem siedziała Heidi i Wera, za Jaxem i Smartem Zuza i Kaito, dalej siedziała Mel, Ada i Jina. Po chwili znajdowali się wśród chmór szybując niczym ptak. 

- No to... - zaczął Nate.

- KIERUNEK CENTRAL JUNGLE! - krzyknęli pozostali.

Rozdział III - Epizod w Argo I[]

Nate strasznie się nudził. Było tak gorąco, że co chwilę prosił, aby ktoś przyniósł mu lemoniadę do picia. Nie dziwię mu się... 40 stopni, a klimatyzacja nagle się zepsuła. Nate spojrzał na Ricka z gniewnym spojrzeniem.

- Sorki, wiedziałem, że o czymś zapomniałem... Zatrzymamy się kiedy znajdę jakąś dużą wykoszoną polanę w pobliżu jeziorka. 

- Nie wydaje mi się, żebyś cokolwiek tutaj znalazł. - odezwała się Mel po raz pierwszy od rozpoczęcia wycieczki.

- W tych okolicach rzeczywiście... Masz rację. - rzekł Rick. 

- Mam nadzieję, że jak najszybciej dolecimy do Central Jungle.

- W pobliżu Central Jungle jest miasteczko... Widziałam w internecie. - powiedziała Jina i przesłała dane przeglądarki na monitor znajdujący się nad sterami. 

- No, rzeczywiście, na pewno w pobliżu znajduje się woda, jakaś rzeka czy jezioro. - powiedział Nate i podszedł wziąć z lodówki jakieś picie.

- Tak mnie suszy, że nie mogę wytrzymać, ale trzeba się poświęcić, dla dobra ludzkości oczywiście.

- Mnie też suszy... - rzekł Rick, do celu mamy około 200 km, czyli w godzinkę się uwiniemy.

- Jak będziemy szybko lecieć to tak... - szepnęła Wera i założyła słuchawki na uszy, po dwóch minutach chyba zasnęła.

Minęła kolejna godzina, ale nadal nie dolecieli na miejsce. Dopiero po pół godzinach dojechali na miejsce.

- Ej, ludzie widzę Central Jungle! - krzyknął Smart odzywając się po raz pierwszy od początku podróży. 

- Ach, nareszcie... 

Po pięciu minutach wylądowali na płaskiej powierzchni. Wyjęli trzy walizki w której znajdowały się elementy dużego namiotu, materace dmuchane i inne drobiazgi. Zaczęli rozbijać obóz.

- Mógłbyś podać mi ten materac? - poprosił Jinę Jax.

- Proszę.

- Dzięki... Hm... Dobra.. Skończone! - krzyknął Jax.

- Dobra, ludziska, układajcie materace, namiot jest ogromny! - krzyknął Nate, który i tak musiał nocować w Argo I. Dobrze, że RC wyposażył Argo I w trzy łóżka, gdzie spali on, Nate i Jax jako główni strażnicy pojazdu. Od następnego dnia mieli wybrać się w sam środek dżungli. Rick oraz Nate wyposażyli swój ekwipunek w suchy prowiant, dwie butelki picia, mały pistolet i dwa ostrza by przecinać i niszczyć przeszkody do drodze.

- Nate, weź jeszcze lornetkę, hologramowe mapy i te małe latareczki, wiesz, na wypadek, gdybyśmy gdzieś spadli.

- Co Ty myślisz, że jestem głupi? Mam tego wszystkiego potąd w torbie! - krzyknął Nate rozsuwając łóżko i rzucając się na nie. - Prawie wygodne jak u mnie w domu! Aaaaach...

- Ty się tak nie rozkładaj, N... Musimy jeszcze zbadać teren... Kapsuła może być obiektem zainteresowań Łowców Skarbów, więc trzeba uważać... Ci to zawsze mają uzbrojony arsenał... 

- Pamiętasz jak załatwiliśmy całą grupkę tych Łowców? Uciekali gdzie pieprz rośnie!

- Najlepsza akcja jaka kiedykolwiek mogła mnie spotkać, hehe... Dobra, pozwalam Ci się przekimać, ale jutro z samego rana wyruszamy w poszukiwaniu jakiegoś źródła...

- Jasne. - powiedział Nate po czym zasnął.

Rozdział IV - W poszukiwaniu źródła[]

Godzina 4:30, Nate zerwał się jako pierwszy i wyszedł z Argo I. Tak, był jedynym członkiem ekipy, który wstał, wszyscy smacznie spali. Założył uprzęż na plecy i włożył w nią ostrza, na ramię zarzucił torbę i wyjął kartkę. Zaczął pisać wiadomość w której pisze, że razem z Rickiem udają się na poszukiwania. Po napisaniu wiadomości, obudził Ricka.

Po pół godzinie obaj weszli do Center Jugle. Było dość wilgotno i niespodziewanie zaczął padać deszcz, obaj mieli w torbach płaszcz z kapturem, więc założyli je na głowy i schowali się pod drzewem. 

- Cholera, musiał akurat teraz padać... - rzekł Nate.

- Co tam deszcz, N... Idziemy dalej. - powiedział Rick i wyjął Ostrza Chaosu niszcząc przeszkody na drodze. - Słuchaj, wydaje mi się, że natrafiliśmy na ruchome piaski...

- Ruchome piaski? Tutaj?

- Na to wygląda... 

- Ok, spróbuję doskoczyć do liny.

- A jeśli wpadniesz?

- No to wpadnę... Jakoś się wydostanę.

Słowo czynem się stało! Nate nie zdołał złapać liany i utknął w ruchomych piaskach.

- Zaje...

- Pomogę Ci się wydostać! - krzyknął Rick i podał Nate'owi długi kij. Niestety piaski były silniejsze i spowodowały, że również Rick wpadł w pułapkę. 

- Cholera... Jax, Jax słyszysz mnie!? - wrzasnął Rick do słuchawki. Usłyszał jedynie chrapanie Jaxa, potem powiedział przez sen Jina! Jak ja cię uwielbiam!.

- Jasna cholera, i po co to zrobiłeś? - zapytał Nate uśmiechając się.

- Ciekawy sobie moment wybrałeś na szczerzenie ssi... - krzyknął Rick i zapadł się pod ziemię. Nate był następny. Kiedy zanurzyli się dwa metry pod ziemię, nagle poczuli, że nie było już nic, oprócz małej ilości spadającego piasku. Zaczęli wrzeszczeć, bo myśleli, że spadną w otchłań i się zabiją. Na szczęście, na końcu tunelu była woda. Z pluskiem skoczyli do wody.

- Cholera... Fajnie, ale te błoto... Nie mogę wyjść! - krzyknął Nate. Rick podał mu rękę i pomógł się wydostać. 

- Dobra, wiedziałem, że tak będzie, więc mam te kulki. - rzekł Rick wyjmując z torby cztery świecące kulki. Rzucił jedną w długi tunel. W końcu się zatrzymała, ale jeże wiedzieli, że tym tunelem powinni się wydostać.

- Niedługo może skończyć nam się tlen... Śpieszmy się! - krzyknął Rick i zaczął biec. Nate za nim. Po paru minutach zagapili się i uderzyli o ścianę. 

- Dobra, na tej ścianie tunel się kończy i rozdwaja... Ty biegnij w prawo, ja w lewo. - powiedział Nate. Rick kiwnął głową i poszedł w prawo. Blayde zapalił latarkę i szedł przed siebie. Tunel ten był o wiele dłuższy. - RC, tu NB, tu NB, dobrze mnie słyszysz?

- Do... mu....zna.....ieś.....ście....ąd....kay? - coś widocznie przerywało. Dziwne, bo Rick przerobił te słuchawki tak, aby nawet brak zasięgu nie przeszkadzał im w kontakcie pomiędzy sobą... 

- Jasna, cholera... A to co to jest?! - Nate natrafił na ścianę oblepioną dziwną różowo-fioletową mazią, która świeciła. W niektórych elementach ściany widniały jakieś napisy, rysunki i hasła... Nate postanowił nie zatrzymywać się i ruszył dalej, by znaleźć drogę do wyjścia. 

Minęło 10 minut i nie znalazł żadnej drogi... Usiadł by chwilkę odpocząć... Wtedy to nagle odzyskał zasięg i Rick przemówił:

- NB, NB, tu RC!! W tej chwili przybiegnij do mnie, mam Ci coś ciekawego do pokazania!

Nate potrząsnął głową i przewrócił oczami, wrócił się do miejsca, gdzie obaj się rozdzielili i pobiegł do Ricka. Po paru minutach potknął się o czyjąś nogę.

- Cholera, ktoś tu jest!

To był Łowca Skarbów miał w ręku broń. Nate podciął go, zabrał broń i uderzył w twarz, aż napastnik stracił przytomność.

- Pieprzeni Łowcy!! - krzyknął i zatrzymał się. Przed nim stali trzej Łowcy Skarbów wyposażeni w ostrza. Nate nie miał szans, ale postanowił walczyć. Okaleczył jednego co spowodowało, że upadł i zaczął jęczeć, ale nie zginął. Po chwili załatwił wszystkich trzech i biegł dalej.

- Dziwne, że nie natrafiłeś na tych Łowców, RC!

- Mogłem ich przeoczyć lub zaczaili się na kogoś innego, nie wiem! Mów głośniej, krzycz, abym Cię usłyszał!

- Dobra!!!

- Okej, słyszę, jesteś blisko... Za jakieś 200 metrów powinieneś być na miejscu, zdziwisz się jak to zobaczysz.

W końcu się pojawił. Zatrzymał się za Rickiem. 

- Ooooo! - Nate wywalił jęzor i wytrzeszczył oczy. - Co to do jasnej cholery jest!?

- Myślisz, że ja wiem?? - zdziwił się Rick, kucnął i chciał sięgnąć ręką trochę świecącej różowej substancji. 

- Nie dotykaj tego!? - ostrzegła go Nate i wskazał palcem górę. Rick zobaczył wiele rozkładających się ciał umazanych w tej substancji. Co jest w tym najbardziej dziwnego? Ciała są związane za pomocą grubych lin i... sieci! Rick wyjął flakon odporny na stapianie i żrące substancje, pobrał trochę tej cieczy i schował w futerale na takie flakoniki, aby się nie zbiły.

- Słuchaj, ja stąd wieję! - krzyknął Nate i złapał Ricka za ramię.

- Nie wydaje Ci się, że powinniśmy to zbadać?

- A chcesz zginąć? Sieć, różowa świecąca ciesz? Kosmitopająki czy coś takiego? Chcesz ryzykować życie???

- Wiesz co? Masz rację, spadamy. 

Kiedy chłopaki się odwróciły zobaczyli wiele pająków średniej wielkości (nieco większe od chodzącego 2-latka). Były fioletowo-czarne, a ich cztery oczy zachodziły krwią. Wydawały z siebie przerażliwy szczęk,. W pyskach miały dziwne kły przypominające dwa zaostrzone koła zębate od zegara ruszające się w około. Z ich ust kipiała różowa substancja.

- Fuuj! - krzyknął Rick z obrzydzeniem.

Wyciągnął Ostrza Chaosu, ale jeden pająk już na niego skoczył. Zbliżał kły do jego szyi, ale Nate kopnął pająka w odwłok i strzelił mu w głowę z rewolwera. Zostało jeszcze parę pająków do pokonania, a raczej zabicia. Nate rzucił rewolwer Rickowi, który zastrzelił dwa następne pająki. Nagle zza ściany wyszedł potwór przypominający skorpiona, cały był fioletowy, a na końcu jego długiego ogona znajdowało się żądło nasączone dziwną różową mazią, Nate dostał tym czymś w w dolną część pleców. Żądło przebiło go na wylot, padł na kolana.

- NATE!!! - wrzasnął Rick i szarżował na skorpiona. Strzelał mu w głowę parę razy, podskoczył, zakręcił się w powietrzu i dwa razy odciął ogon skorpionowi. Ten natychmiast wydał z siebie okropny jęk i padł. Tak samo Nate, jego ciało stało się sine, oczy miał podkrążone, a z rany wydobywała się krew i substancja, był to najprawdopodobniej żrący jad.

- Boże, Nate... Ej... - Rick cucił Nate'a, aby nie zamknął oczu. - Nie zasypiaj, twardzielu... Ach! 

Wziął Nate'a na ramiona i zaczął biec. Po jakiejś minucie zastanawiania się wyjął rękawicę Mini-działko i zrobił ogromną dziurę w suficie. Rzucił harpuny i wyszedł na powierzchnię. Odzyskał zasięg, więc zadzwonił szybko po Jaxa. 

- Jax... Jax do cholery odbierz!!

Tym czasem u Jax'a i reszty

- Hahaha... - Jina śmiała się tuląc Jacksona i całując go w policzek. - Ty jak coś powiesz... - Milutką atmosferę przerwał dzwonek telefonu, Jax odebrał.

- Rick?

- Rick, Rick... CO SIĘ GŁUPIO PYTASZ?! Jesteś nam potrzebny... Nate dostał... no... żądłem, przebity na wylot, on umiera!! 

- Dobra! - Jax zerwał się na równe nogi i wybiegł z Argo I. - Gdzie jesteście?! - Wsiadł do samochodu i uruchomił go.

- Plaża... Plaża niedaleko obozu! Pośpiesz się, natychmiast!

- Okej, będę za dwadzieścia sekund.

- Co się stało? - zapytała zdziwiona Zuza.

- Nate... On jest śmiertelnie ranny.

- Mogę mu pomóc. Mam moc uzdrawiania!

- Wsiadaj!

Po jakiejś minucie Jax był na miejscu, Nate jednak wytrzymał do końca, ale powoli odchodził.

- Nate, Nate!!! - Rick cucił Nate'a z całej siły. Zuza uklękła koło niego, przyłożyła ręce blisko rany.

- Ostrożnie, to.... to żrący jaaaad! - jęknął Nate, a w oczach miał łzy. - Nie wytrzymam dłużej!!!

Zuza tak więc przyłożyła ręce bliżej rany i zamknęła oczy. Wypowiedziała w myślach jakieś zaklęcie i rana zaczęła się goić, ale z marnym skutkiem. Nate odchodził... Rana była coraz mniejsza i została jedynie blizna, ale Nate zamknął oczy. Nie oddychał...

- Nate? - Rick potrząsnął przyjacielem. Przyłożył ucho do jego serca sprawdzając czy mu bije. Nic jednak nie poczuł, ani nie usłyszał. - Stary...

Oczy Zuzy zalały się łzami, zasłoniła usta. Jax wykonał ruch nic nie widzę i złapał się za głowę szarpiąc się za włosy, mówiąc do siebie: Spóźniłem się...

- To nie Twoja wina, Jax... To moja wina... Nie zdążyłem... - Rick podniósł martwe ciało Nate'a i zaniósł je na tył busu. Wszyscy wsiedli do samochodu i pojechali do obozu. Ze spuszczoną głową ostrożnie wyjęli nosze z Nate'm leżącym bez ruchu.

- Nate!! - krzyknęła Wera podbiegając do noszy, złapała Nate'a za rękę, ta jednak była zimna i zdrętwiała. 

- Boże... - szepnęła Jina, a w jej oczach pojawiły się łzy. Wszyscy byli strasznie smutni...

- Nie możemy tak zostawić jego ciała! Był naszym przyjacielem... - powiedziała Heidi.

- Nie... - rzekł zdruzgotany Rick. - On nie mógł umrzeć!! - wrzasnął i podbiegł do Nate'a, potrząsał jego ramionami. - Obudź się chłopie, obudź się!

- Zostaw.... On nie żyje... - rzekł Jax.

- Nie! To nie możliwe... Za twardy z niego zawodnik... On nie mógł zginąć... Po prostu nie mógł... 

Jax złapał Ricka za ramiona i zabrał go od ciała Nate'a. Kiedy wszyscy się odwrócili, Nate nagle otworzył oczy, jego ciało znów odzyskało czucie, nic nie czuł. Jako pierwsza, odwróciła się Wera.

- Heeej. - powiedział Nate zamykając oczy. Wera do niego podbiegła, spoliczkowała go w twarz i przytuliła. - Boże, Ty żyjesz!! - Krzyk spowodował, że wszyscy się odwrócili. Szczęśliwi rzucili się na Blayde'a. 

- Ej, spokojnie przygnieciecie mnie, hehe! - Nate miał trudności ze wstaniem, ale stanął na nogi i złapał się za ranę. - Trochę boli.

- Myślałem, że Cię straciliśmy, ziomek! - krzyknął Rick.

Nate złapał go za ręke i uścisnął, potem przybił brofista. Gdyby nie Ty, ze mnie by był zimny trup! Zawdzięczam Ci życie, Clarke.

- Stawiasz mi cheseburgery po powrocie!

- Hahaha, jasne!

Jina owinęła brzuch Nate'a, a ten jej podziękował. 

- Teraz odpocznij, potrzebujesz odpoczynku. - rzekł Jax.

- Dzięki, że przyjechałeś. Dziękuję Ci, Zuza, że... że jako jedna z trzech osób uratowałaś mi życie! - powiedział Nate przytulając Zuzę.

- Heheh, nic nie szkodzi. - powiedziała lisica.

Rozdział V - Badanie jadu[]

Rick położył na stole wielką czarną szkrzynię. Wyjął z niej mikroskop i przyrządy potrzebne do badania. Wykonał wszystkie zdolności niezbędne do przygotowania preparatu, wyjął z mniejszej skrzyneczki wszystkoodporne szkiełka podstawowe i nakrywkowe i ostrożnie wykonał preparat. Położył na stoliku, ustawił ostrość i zaczął patrzeć przez okular.

- Interesujące... - rzekł w końcu.

- Co interesujące? - zapytał Nate cały czas trzymając się za miejsce, gdzie wcześniej była rana po żądle skorpiona. Rick odsunął się od mikroskopu, Nate przyłożył oko do okulara. - Ano tak! Nie widzę żadnych komórek, nic... 

- Muszę wykonać więcej badań. To, że jad nie zawiera komórek to dopiero początek. Musimy wiedzieć, czemu to coś jest tak żrące, no i... powoduje śmierć.- Rick schował preparat do słoika i położył pod stołem.

- A Ty co tutaj robisz? Powinieneś przecież odpoczywać.

- Daj mi spokój, dłużej nie wytrzymam w wyrze, przejdę się na spacer, narazie.

- Cześć... - Clarke nadal trzymał oko przed okularem i ustawiał odpowiednią ostrość i światło, aby coś w końcu zobaczyć, nadal jednak nic nie zauważył. 

Nate czuł się o wiele lepiej niż wczoraj, odwinął bandaż i założył top. 

- Nie powinieneś nosić go jeszcze przez parę godzin? - zapytała Wera opierając się o ścianę.

- Jeżu... Zawsze tak straszysz?

- Wiesz... Ty nas wszystkich wczoraj przestraszyłeś najbardziej!

- Wiem jak tam jest...

- Co?

- No... Życie po śmierci... Nie wierzyłem w to do wczorajszego zdarzenia. Poczułem ciepło i blask w oczach. Otworzyłem oczy i widziałem jedynie biały obraz. Potem zauważyłem swoje ręce, biegłem i biały pokój nie miał kresu... Nie czułem zmęczenia, nie wiedziałem co się dzieje! Niesamowite przeżycie, polecam umrzeć na 10 minut.

- Hahaha, nieee! Bolało?

- Co?

- No... żądło tego skorpiona czy pająka, nie wiem!

- Tak, strasznie... Ale potem coraz mniej, jednak nadal bolało. Nie gadajmy o tym, co było, minęło, okaay?

- Jasne! Idę do dziewczyn.

- Pa.

Tym czasem u Ricka.

Clarke spędził już wiele minut przy analizie substancji, aż trafił na trop. Pobiegł do pozostałych. Wszyscy siedzieli przed ogniskiem (był wieczór).

- Substancja wypełniona jest silnym promieniowaniem gamma! To ona spowodowała, że pająki i ten skorpion tak zmutowali, ta substancja została i wstrzyknięta, oni zaś produkowali tego więcej!

- Szybko się z tym uwinąłeś! - krzyknął Jax szperając w bagażniku busa. - Napijmy się za nasze dzikie zdrowie, amigos i seniorites!

- Mów po naszemu! - rzekł Nate z uśmiechem, złapał butelkę z colą i całą wypił. - Z nasze pierońskie zdrowie!

- Za zdrowie! - odprli pozostali.

Rozdział VI - Tajne laboratorium[]

Dwa dni później. Nic przez ten czas się nie wydarzyło. Wszyscy późno chodzili spać bo urządzali imprezki co noc przy ognisku. Świetnie się bawiąc, Jax sparzył lewą stopę, ale oparzenia szybko się zagoiły. Była godzina 10:00 rano, Rick zerwał się na równe nogi, ubrał i wyszedł na dwór. Nate podniósł się na łóżku i zapytał:

- A Ty gdzie leziesz? 

- Ooo, już nie śpisz. Chciałem zabrać kogoś na wypad po dżungli, ale skoro już się obudziłeś, ubieraj się i lecimy.

Ponieważ rana się zagoiła, Nate czuł się jak nowo narodzony. Po paru minutach obaj byli już w Central Jungle uzbrojeni w Blandery, Ostrza Chaosu i rewolwer Ricka. Mają też ten sam ekwipunek co parę dni temu, kiedy skorpion o mało nie zabił Balyde'a. Stali odwróceni do siebie plecami.

- Rozdzielamy się?

- Na dworze będzie bezpieczniej, jaśniej i będzie zasięg. - rzekł Nate. - Ok, idź przed siebie.

Nate tym razem był bardzo ostrożny. Co chwilę odwracał się i machał ostrzami, tym razem nie chciał być ofiarą piercingu. Wdrapał się na drzewo i schował ostrza, wyjął lornetkę i spojrzał przez nią.

- Rick, uważaj bo parę metrów od ciebie są Łowcy Skarbów. Trójeczka.

- Spróbuję się zakradnąć do jednego i go obezwładnić. - Jak powiedział tak zrobił, uderzył lisa w twarz i zdjął z niego ubrania, założył je by wmieszać się w otoczenie, swoje ubrania schował do plecaka.

- Ej, Ty! - krzyknął do Clarke'a czarny jeż.

- T-tak? - zapytał wystraszony w obawie, że go odkryją.

- Gdzie Lycerg? 

- Lycerg? Ten lis? Poszedł do bazy.

- Bazy?

Rick myślał, że Łowca nie wiedział nic o bazie, ten jednak odpowiedział:

- DeathStranght będzie zły, jeśli Lycerga nie będzie, wrzuci biedaka w dziurę pełną Omnipająków.

Omnipająki to te kreatury, które zaatakowały Nate'a i Ricka pod ziemią. 

- Rick, spróbuj dowiedzieć się, gdzie jest ta baza!

- Ok... - szepnął Clarke.

- Co? 

- Eeee... Nic... Mógłbyś iść ze mną do bazy? Jest tutaj niebezpiecznie, więc wiesz...

- Ta, jasne... Mac, obserwuj obszar.

- Jasne.

Droga do bazy nie była taka trudna. Przeszli jakiś kilometr i już byli na miejscu.

- Dobra, Rick, doszedłeś? Jeśli tak to podłącz podsłuchy i kamery i zwiewaj stąd, tylko ostrożnie.

- Jasne. - powiedział Clarke i zamontował wszędzie kamery i podsłuchy. Następnie poszedł za namiot. Znajdowały tam się schody na dół. Łowcy mogli zejść. To co zobaczył na końcu schodów, bardzo go zaskoczyło i przeraziło.

Wszędzie znajdowały się szklane gabloty z Omnipająkami. Przechodziły one proces ewolucji, czy jak kto woli - mutacji. Wszędzie znajdowali się naukowcy, którzy wstrzykują serum tarantulom i skorbionom. 

O cholera! - pomyślał Clarke i podszedł do gabloty z Omniskorpionem. Za tą gablotą znajdowała się jedna pod kocem. Rick odsłonął koc i zobaczył tabliczkę; 'Proszę nie dotykać gabloty. A co tam! Rick trochę odsłonął, zobaczył sino-fioletową nogę, a potem zakrwawione oczy, potwór w gablocie przerażliwie krzyknął.

- Ej, życie Ci nie miłe, DeathStraight zakazał, jasne!? Odsuń się! - krzyknął wysoki lis w białym fartuchu. - Chcesz zobaczyć coś fajnego?

- A niby co?

Lis zaprowadził Ricka do ciemnego pokoju, zapalił światło i wskazał palcem.

- Proszę bardzo, 1000 ml tego gówna! 

- O Jeżu... I to ta substancja powoduje, że te pająki stają się tym czym się stają?

- Tak... Są to zwierzęta zazwyczaj drobne... Naszym najnowszym projektem jest Omnimrówka, która mogłaby podnieść 10 ton!

- 10 ton! To chyba niemożliwe!

- Możliwe, możliwe! Omnimrówki, Omnipająki, Omniskorpiony... Wszystko!

- Dobra, Rick wracaj do bazy, umocuj tylko kamery i podsłuch w laboratorium i tego pomieszczenia ze zbiornikiem.

- Ok, zaraz to zrobię.

Rick wykonał zadanie i uciekł jak najszybciej potrafił, tymczasem w bazie Łowców Skarbów.

- Czy tajny projekt już gotowy? - powiedział straszny i gruby głos.

- T-tak, panie... Projekt jest już gotów do testu... - rzekł naukowiec przerażony samą obecnością postaci. Postać ta okazała się DeathStraightem. Wyłonił się zza ściany.

- Doskonale... Dzięki nim pomożemy naszym przyjaciołom w zapanowaniu nad światem! - krzyknął DeathStraight i zaczął przeraźliwie się śmiać. W ręku trzymał zakrwawione ostrze, krew ta była jednak wyschnięta, a całe ostrze pokrywała rdza. Naukowiec uciekł.

Rozdział VII - Projekt Ostateczny[]

O co chodziło z tym Projektem Ostetcznym, Omnipająkami, Omniskorpionami, Omnimrówkami? Kto to DeathStraight, czemu ich naukowcy tworzą coś takiego!? Tego na razie DZBFS nie wie, ale nadszedł czas by powstrzymać Łowców w zapanowaniu nad Lorem. 

Wyjaśnijmy najpierw, kim jest Death Straight.

Tak na prawdę nazywa się Scott Hammer, jest kolczatką i mieszkał kiedyś w GammaCity. Do czasu, kiedy popadł w konflikt z prawem (przemyt Czerwonego Piasku i broni). Wtedy to został zatrzymany i skazany na 10 lat więzienia. Gdy wyszedł, miał już 35 lat. Postanowił robić to co zawsze robił, czyli: kraść, ćpać, niszczyć, handlować i co najgorsze... zabijać. Tym razem nie dał się wkopać. Zabił wielu policjantów, aż pewnego dnia agent LSS strzelił z karabinu snajperskiego w twarz Hammerowi, przez co stracił prawe oko. Od tego dnia stał się DeathStraight'em - największym bandytą na Lorem, uciekinierem, handlarzem i seryjnym zabójcą. Do momentu odkrycia bazy nikt nie wiedział, gdzie się znajduje. No... To by było na tyle.


Kim był lis w białym fartuchu? Nazywał się Dodgerem, był rzeźnikiem, zabijał nieudane eksperymenty i ich ciała spalał w ogromnym piecy znajdującym się na samym końcu laboratorium (w piwnicy). Dodger może nie chciał być tym złym, ale nie miał wyboru (tak naprawdę był bliskim krewnym Death'a - kuzynem). Nie jest zły, jednak nie ma nic do wyboru.


Omnipająki, Omnimrówki, Omnimrówki... Czemu autor dodał przedrostek Omni? Właściwie sam nie wie, ale oglądając let's play z gry Ratchet i Clank Naxus parę razy usłyszał te Omni, więc skojarzyło mu się z kosmicznymi urządzeniami, ostaciami i Omnitrixem z Ben 10. Jeśli nie podoba wam się przedrostek Omni, możecie nazwać te kreatury po swojemu, czytając: Kosmopająki, Kosmoskorpiony i Kosmomrówki.

A jeśli DeathStraight umrze, to nie będzie żyć - Luke, 2014.


Jeśli chodzi o Projekt Ostateczny, ekipa DZBFS rozszyfrowała cały ten projekt. Chodziło o zmutowanych ludzi, a raczej Łowców Skarbów. Jad silnie działa na ludzi, powoduje śmierć (jedynie przez, tzw. wspomniany w poprzednich rozdziałach przez Nate'a - piercing). Jeśli wstrzyknie się ten jad w żyły, spowoduje to zaburzenia psychiczne u ofiary, zakrwawione oczy, fioletowa skóra (lub sina) no i gębe wypełnioną tą różową substancją oraz żądze zabijania.

Rozdział VIII - Fajerwerki[]

Minął tydzień. Przez ten czas DZBFS wykonywali to co zazwyczaj w domu: jedli, pili, oglądali telewizję, śmiali się i ze sobą gadali. Rick od czasu do czasu razem z Jax'em robili podgląd na laboratorium. Nic się jednak nie wydarzyło. Naukowcy wstrzykali jad pająkom, mrówkom i skorpionom i wrzucały je do gabloty. Nic jednak się nie wydarzyło. 

- Nie wytrzymam tutaj dłużej! - krzyknęła Jina i machała sobie gazetą przy twarzy. - Gorąco...

- Możemy zawsze iść nad jezioro... Musimy jednak przejechać ze dwa kilometry. - rzekł Jackson i usiadł koło Jiny.

- Możecie iść. - powiedzieli jednocześnie Rick i Nate.

- Ding! Stawiasz mi colę! - krzyknął Nate.

- Nadal nie odwdzięczyłeś się za uratowanie życia... - mruknął Clarke i wyłączył monitory komputera w Argo I.

- Spoko, kiedyś uratuje Twoje życie.

- Jasne, spoko, gites...

- W sumie możemy jechać nad te jeziorko. - powiedziała Wera.

- To bardzo dobry pomysł! - krzyknął Smart.

- No to... zbieramy się! - powiedziała Zuza wtulona w Kaito. 

- Jedźcie sobie, a my tu z Nate'm zostaniemy. - oznajmił RC.

- No pewnie! Ochłodźcie się, pobawcie, my mamy dość atrakcji na jakieś sto lat.

- Najgorsze dopiero przed nami. - powiedziała wychodząca Ada.

- Nie mów nam o tym - powiedziała Mel.

- Dobra! Idźcie, idźcie. - wypędził ich Nate z uśmiechem na twarzy. Zatrzasnął za sobą drzwi.

- No to... Co robimy? - zapytał NB.

Rick zaśmiał się jak jakiś zły naukowiec i nacisnął niebieski guzik pod metalowym stołem. Tam, gdzie stały monitory, ściana przesunęła się i zmieniła na ścianę z ogromnym telewizorem plazmowym, konsolą i dwoma padami na półce.

- Wooooah! Wiedziałeś co ze sobą zabrać, co nie?

Rick kiwnął głową. Minęła godzinka czy dwie, a Ricka i Nate'a co raz bardziej pochłaniała gra. Grali online w tej samej drużynie, czasami jednak rywalizując. Gra tak ich pochłonęła, że mając słuchawki na uszach, zapomnieli włączyć drzwi, a dobijających się przyjaciół nie usłyszeli. Nate zdjął słuchawki i napił się coli. Usłyszał walenie do drzwi. Szturchnął Ricka w ramię i powiedział do niego:

- Są nasi! 

Rick zerwał się i nacisnął niebieski guzik. Ściana z telewizorem i konsolą znów zmieniła się w monitory do komputerów, klawiaruty i lodówkę (:P). Nate otworzył drzwi.

- Czy wy jesteście normalni? - uniosła się Jina. - Od pół godziny próbujemy dobić się do drzwi, myśleliśmy, że gdzieś poszliście, albo co gorsza zostaliście porwani!

- My?? - zdziwił się Rick.

- My!?? - powtórzył Nate. Obaj wybuchnęli śmiechem. - My nigdy nie damy się tak łatwo.

- Jasne! Teraz za karę myjecie busa.

- Możemy umyć... - szepnął Rick i puścił oczka do Nate'a. Ten zrozumiał od razu o co chodzi.

Jako jedyny z ekipy, wiedział, że Rick przebudował busa tak, że kiedy wpadł do wody, mógł stać się łodzią podwodną lub jakimś statkiem. Woda była czysta i kiedy wyjechali z wody, bus był lśniący i czysty.

Kiedy wrócili, wszyscy siedzieli w Argo I. Po trzydziestu pięciu minutach wyszli i rozpalili ognisko. Rick stał parę metrów od Argo I myjąc go szlaufem. Wszystko przebiegało w szybkim tępie, Nate nagle zauważył cztery trójkątne statki, które zrzuciły coś na całego Argo I. Małe paczuszki miały przyczepione czerwone migające światełka. Nate zorientował się, że może to być bomba, złapał szybko E.G i pośpieszył Rickowi na pomoc złapał go za ręke i wciągnął na deskę, polecieli parę metrów wyżej i ni stąd ni z owąd Argo I wybuchł pozostawiając po sobie metalowe części i proch. Nate i Ricka zmiotło z E.G i wlecieli na namiot, a następnie na busa (na szczęście, bus i namiot znajdowały się pareset metrów od Argo I, niestety namiot został trochę podziurawiony, a zderzak busa był całkowicie zmiażdżony).

- Nie!!! - wrzasnął wściekły Rick. Trzymał się kurczowo Nate'a.

- Ej, nie naciskaj tak na mnie!

- Mój cholerny Argo I! Całe 650 000 tysięcy khajitów poszło na marne!!

Jeże wylądowali przy busie. Pozostali wyszli z namiotu. Zszokowani patrzyi na szczątki Argo I. Wytrzeszczyli oczy na Ricka i Nate'a.

- Co tu się do cholery stało? - zapytał oszołomiony Jax.

- Jakieś szuje podrzucili bombę na mój cholerny Argo I... Prawdopodobnie nas odkryli, odkryli nas!!

- Uspokój się... Złożymy się na Argo I... - powiedziała Heidi obejmując chłopaka.

- Eh... Całe starania poszły na marne!?

- Damy radę! Straciliśmy tylko sprzęt...

- I jedzenie człowieku! - przerwał Nate'owi Jax.

- No tak! Boże... Co my teraz zrobimy? - Wera usiadła na trawie po turecku i zakryła twarz rękoma.

- Dobrze, że niedaleko jest miasteczko. Tam na stówę jest jedzenie.

- Ach... Pół roku ciężkiej pracy. - westchnął Rick.

- Spokojnie, jeszcze wszystko naprawimy. - pocieszył go Kaito.

Rozdział IX - Walkę czas zacząć![]

- Jax przygotuj całą broń jaką masz, Nate otwórz bus, Jina - przygotujesz dla nas materiały wybuchowe! - krzyknął Rick.

- Wybuchowe czy...

- Wszystkie... - przerwał RC. Włożył Ostrza Chaosu do uprzęży, schował rewolwer do plecaka, a granaty elektryczne schował do kieszeni (były one mikroskopijnej wielkości). - Kaito, Smart, Ada i Mel okrążycie całą bazę Łowców, ja, Jax i Nate wkroczymy na bazę, Jina, Zuza, Wera wdrapią się na największe drzewa i będą zdejmować po koleji ze strzelb na strzykawki, ale celnie! No dobra, ruchy, ruchy! - Rick był wściekły na Łowców, za to co zrobili z Argo I. Jax usiadł za kierownicę, a Rick koło niego. 

- Ruszaj, tylko daleko od Łowców, bo mogą nas zauważyć. 

- Będziemy szli na piechotę?

- Tak, dwa kilosy... Tam pełno tych szuj!

- Nie denerwuj się tak, odzyskamy pieniądze!

- Dobra... Jedź.

Dwanaście minut temu. Ekipa DZBFS była na miejscu. Uzbrojeni rozdzielili się na trzy grupy. Jax, Nate i Rick szli przed siebie. 

- Uważajcie, tam są dwaj. - RC wskazał palcem dwóch strużujących Łowców. Jax wyjął dmuchawy ze strzałkami i dmuchnął im w szyję. Obaj leżeli jakby byli zabici. Ostrożnie przedostali się dalej. Dalej jednak nikogo nie było. Z daleka widać było Werę.

- Wera, schowaj się głębiej w te krzaki, bo cię złapią! - ostrzegł ją Nate.

- Przyjęłam. Ale jak zobaczę cele?

- Wykombinujesz coś. - rzekł Rick. - Teraz się schowaj, o! Uwaga... Spróbuj zestrzelić z dmuchawy tego w czarnym kapeluszu.

Wera wykonała zadanie na szóstkę! Celnie strzeliła kolczatce w szyję, padła po paru sekundach.

- Dobrze nam idzie... Gdzie są Smart, Kaito, Ada i Mel? - zapytał Jax.

- Mają na sobie akwalungi. Są w wodzie i obserwują bazę od strony jeziora.

- Ok, ok... Trzeba podłożyć bomby i miny pod całe laboratorium. - powiedział Rick.

- Oszlałeś? - zdziwił się Nate. - Przecież jak piwnica z jadem pierdyknie to wszystkich nas zaleje!

- Ano tak, masz rację. Podłóżmy bomby i miny na budynki i namioty. Zostawmy laboratorium w spokoju. Narazie...

Jina dyskretnie podłożyła parę bomb do budynków i schowała się do wody.

- Kurde, koło Jiny stoją... - Wera zwinnie zestrzeliła dwóch krążących się Łowców. - Eeeeee, krzaki.

- Spoko... Jina zwiewaj stąd, gdzie pieprz rośnie!

- Przyjęłam. - Jina uciekła sto metrów od bazy i ukucnęła.

- Teraz wystrzel bomby! - rozkazał Rick. Jina nacisnęła czerwony guzik na joysticku i cała baza wybuchła w powietrzu. Ekipa nie usłyszała jednak żadnych krzyków i jęków. Nate i Rick weszli w sam środek szczątków bazy. Nagle otworzył się portal, a z niego wyłoniła się postać w czarnym płaszczy, z rękawów tego płaszcza wysunęły się po cztery ostrza. 

- Rick, uważaj! - krzyknął Jax. Nate zatrzymał atak napastnika, ten natomiast zaczął machać ostrzami w stronę Ricka. Rick dzielnie odpierał ataki ostrzy. Nate napierał na niego z calych sił, nic jednak to nie dało, ponieważ ten ktoś znał się bardzo dobrze na walce mieczami i szermierce. Nagle zniknął. Nate rozejrzał się, ale nikogo nie zauważał. Portal znów się otworzył, a napastnik złapał Nate'a za brzuch i wciągnął do innego portalu. On i nieznajomy przeniosli się do dziwnego okrągłego pola. 

- Jestem DeathStraight! Szef tych wszystkich idiotów! Jestem wysoce cenionym i wpływowym...

- Wpływowym dupkiem, mordercą i idiotą!? Zdąrzyłem się dowiedzieć, dawaj! - kzyknął Nate, wyjął dwa ostrza i przedstawił pozę bojową. Z obu rękawów Death'a znów wyszły po cztery ostrza, miał on przewagę. Walka się rozpoczęła. Przeciwnicy szli łeb w łeb i w ogóle nie zostali ranni. Robili obroty, skoki, bloki i inne ruchy, ale nic to nie dało. Obaj byli dobrzy, wręcz świetni. 

- Nie doceniłem cię, chłopcze. Jesteś dobry w szermierce, ale tego nie potrafisz! - DeathStraight teleportował się za plecy Nate'a i zranił jeża w brzuch.

- Aaaaał! - wrzasnął Nate i padł na kolana.

- A teraz wolisz umrzeć poprzez podrżnięcie gardła czy dźgnięcie w serce?

- Wolę trzecią opcję! - krzyknął Nate i strzelił z małego pistoleciku Deathowi w nogę. Przeciwnik zawył z bólu, nie był przygotowany do takiego ataku. - Niespodzianka!

- Ty mały gnoju! Myślisz, że jeśli strzeliłeś mi raz w brzuch to mnie pokonałeś?

Nate zrgryzł wargę i strzelał w brzuch Death'owi, ale to nic nie dawało. Death kiwnął głową i zdjął maskę. Całą głowę miał pokrytął bliznami, szramami i cięciami po nożach i innych narzędziach. Wyglądał okropnie. Wyjął z torby wielką fioletową kulę. 

- Widzisz to coś? Umieszczę to w tym pradawnym artefakcie i przywołam moich przyjaciół, cywilizację Argeronów! Najpotężniejszych w galaktyce!!

- Myślisz, że to Ci się uda! - Nate szarżował na Death'a, ten jednak odpierał każdy cios jeża. - Ech, jesteś trudnym przeciwnikiem...

Zmęczony odsunął się od Death'a i upadł. 

- Co się... co się... ze mną dzieje! - Nate zemdlał. Death podszedł do niego i zabrał broń.

- Myślisz, że tak łatwo mnie pokonać? Mylisz się, chłopcze...

Rozdział X - Argeronowie przybywają...[]

Nate obudził się dwie godziny później. W szyi miał wbitą strzykawkę, nie mógł się ruszyć, ponieważ Death przywiązał go do metalowego krzesła.

WTF, jak on to do cholery zrobił! - pomyślał. Nie widział nic, ponieważ zamknięty był w ciemnym pokoju. Nagle krzesło zaczęło się przesuwać, drzwi otworzyły się i Nate zatrzymał się na środku kolejnego okrągłego pola. 

- DEATH! - wrzasnął poróbując się uwolnić. - Gdzie jesteś!?

Po chwili Death przyszedł na pole. Niedaleko Blayde'a stał stary, marmurowy stół z okrągłą dziurą wyrzeźbioną na środku. Wyjął z torby tą samą fioletową kulę, którą Nate widział przed zaśnięciem. Kiedy włożył ją do dziury, nagle strumień fioletowego światła popłynął w górę i otworzył ogromny czarny portal na niebie oraz gdzieś w galaktyce. Paręnaście ogromnych statków podążało w stronę portalu. Nate nadal próbował się uwalniać, przewrócił się na lewy bok. 

- Moja ręka! - krzyknął. Spróbował wyjął z butów czarny sztylet by przeciąć sznury. Udało mu się.

Death był cały czas odwrócony. Patrzył się w portal. 

- Przybądźcie moi drodzy Argeronowie, najpotężniejsi na świecie!! Hahahaha!

Nate rzucił się na Deatha i uderzał go w głowę. Złoczyńca rzucił go na ziemię, wyjął ostrza i próbował wbić je w brzuch Nate'a, ten jednak przeturlał się na lewą stronę i podrzucił Deathowi elektryczny granat. Nieźle go sparaliżowało. Jeż próbował wyjąć kulę, jednak nic to nie dało. DeathStraight kopnął NB w plecy i jeż przeleciał przez stół. Leżał obok swojej broni. Złapał ostrza i pobiegł w stronę Deatha. Rozciął mu maskę, co spowodowało, ze znów widać było jego twarz całą pokrytą bliznami. Rozpeczęła się walka na miecze. Walka nie różniła się zbytnio od poprzedniej, nadal nikt nie ucierpiał. Death nagle przyśpieszył, zadał cztery razy cios ostrzami i złamał miecze Nate'a.

- Moje ostrza!! Jedyna pamiątka po rodzicach!! - Wściekły Nate podskoczył zrobił salto i z całej siły uderzył Deatha w czoło, aż stracił równowagę. Złapał go za gardło i zaczął uderzać pięścią.

- Nie masz pojęcia, jak te ostrza były dla mnie ważne! - Nate nigdy nie był taki wściekły, nadal uderzał Death'a. Ten jednak wkońcu go odepchnął nogami. Nate uderzył plecami o metalowe krzesło. 

Po ścianach pola walki zaczęły wspinać się Omnipająki, Death natomiast wskoczył na budynek, w którym spał Nate.

- Moje Omnipająki! Zabijcie go!!

Omnipająki rzuciły się w stronę NB. Kopał je, uderzał i wiele razy próbował zabijać je resztkami ostrza. Nagle ktoś strzelił w pająka, leżącego na Nathanie. To był Rick strzelający z pistoletu. Przecinał pająki jednego po drugim. Następnie pomógł Nate'owi wstać.

- Co się stało? - zapytał RC.

- Wbił mi strzykawkę w szyję i zasnąłem. Czemu mnie szybciej nie odnaleźliście?

- Nie wiedzieliśmy, gdzie byłeś! Podążaliśmy za pająkami.

- Tak, DeathStraight je przysłał. - Nad Nate'm stanął ogromny Omniskorpion, Jina, która była już na polu rzuciła w niego bombą przylepnął. Wszyscy się schowali i po paru sekundach ciało skorpiona rozerwało się na drobne kawałki. Jad jednak nie uszkodził kuli.

- Musimy wyłączyć dostęp światła do nieba! Death mówił, że dzięki temu jacyś Argeronowie przedostaną się na Lorem.

- Jasne! - Rick uderzał Ostrzami Chaous w kulę. Lekko ją uszkodził, ale nadal dostarczała strumień światła.

- I co my teraz zrobimy? - Wera chodziła w kółko. 

Death stał na najwyższym klifie. Nate zabrał Rickowi Ostrza Chaosu i wbił je w ścianę klifu. Dzięki nim się wspinał i dotarł na szczyt. Death biegł w kierunku Nate'a, ale tym razem nie dawał sobie rady. Nate zaczął napierać na ostrza Death'a i w końcu je złamał. W KOŃCU!

- Moje ostrza były do nie zastąpienia!! - krzyknął Nate i wycelował ostrza w głowę Deathowi. Rozciął mu wargę. Ten zaczął się cofać i cofać, aż w końcu potknął się o kamień i spadł w przepaść. Nate podbiegł do krawędzi przepaści i zobaczył ciało Deatha rozbijające się o skały w wodzie. Po chwili nic nie było widać. Nate zeskoczył z kilfu i zaczął uderzać w kulę. Czemu Ostrza Chaosu nie dawały rady!!

Rozdział XI - Argeronowie bliscy inwazji[]

- Bo mi Ostrza poniszczysz!! - krzyknął Rick do Nate'a. Jax odsunął go od kuli.

- Trzeba to zniszczyć sposobem. Kotku, podasj mi parę tych materiałów wybuchowych. - rzekł do Jiny.

- Ok, to są ostatnie jakie zabrałam.

Jax przyczepił wszystkie do kuli i odsunął się ze wszystkimi parę metrów od stołu. Nastąpił wybuch, ale i tak nie zniszczyło to kuli, ani stołu.

- O co tu chodzi? - zdziwił się Nate i złapał się za podbródek.

- Nie ma tutaj sposobu, aby to wyłączyć?? - zapytał RC.

- Death potknął się o kamień i się zabił. Chyba tylko on wiedział jak to wyłączyć. - wyjaśnił NB.

- Musimy to jakoś zrobić... - westchnęła Werka i dotknęła kuli. - Jest lodowata!!

W portalu pojawił się czubek pierwszego statku Argeronów. 

- Przybywają!! - krzyknął Nate i znów wziął Ostrza Chaosu do ręki i zaczął uderzać. Od kuli odpadł spory kawałek, ale i tak podtrzymywała portal na niebie. Nate zamknął oczy.

- Co Ty robisz? - zdziwiła się Jina.

- Ćii... - uciszył ją Rick. 

Wokół Nate'a pojawiły się wszystkie Szmaragdy Chaosu. NB uniósł się do góry i jego sierść zmieniła kolor na żółty, a oczy na czerwono. Wokół jego ciała świeciła żółta aura. Spojrzał w górę, na niebie widać było dwa statki Argeronów. Nate wzbił się trochę w powietrze i zanurkował, z całą siłą uderzając w stół. Kula razem ze stołem roztrzaskała się na małe kawałki. Wszyscy byli zaskoczeni, od kiedy Nate mógł transformować się w formę Super. Wzbił się po raz kolejny w powietrze, ale tym razem nad statkami. Ostro zakręcił się w powietrzu (niczym korkociąg) i uderzył w statek. Zrobił w nim dziurę. Wszyscy obserwowali zdarzenie z dołu. Przebił się przez statek i zaatakował drugi, robił taki slalom przez statki, ale zaczęły przybierać na prędkości. Nie minęło 10 sekund, a zjawili się nad MetaCity. Nate nadal niszczył kadłub statku, a potem zaczął odstrzelać żółtą energią skrzydła. Po dziesięciu minutach strzelania bez przerwy w statki, w końcu rozbiły się niedaleko MetaCity. Całe zdarzenie obserwował prezydent miasta, pan Frost. Razem ze swoim kierowcą polecieli na miejsce katastrofy. Nate wylądował na ziemię i spojrzał na Forsta.

- Dzień dobry, panie Frost. - powiedział.

Pan Frost rozpoznał jeża, wiedział, że to Nate.

- Nate? To Ty?

- Tak, to ja.

- Co to za statki!! Znów Eggman?

- Tym razem DeathStraight.

- DeathStraight? Seryjny morderca międzyplanetarny, handlarz i przez jakiś okres czasu członek Kartelu loremjańskiego??

- Tak, to on.

- Przecież... MAP szukali go na wszystkich planetach. Jego złapanie wynagradzamy 1 000 000 khajitów!!

- Serio? No cóż... nie żyje.

- Death nie żyje!!? To cudowna wiadomość! Jak to się stało??

- Potknął się i spadł z klifu. Nie spodziewałem się takiego przebiegu wydarzeń, ale cóż. Stało się...

- No więc... Muszę Ci pogratulować! Poinformuję MAP i prześlemy Ci na konto całą kwotę!

- Całą kwotę? Jej, to super! Dziękuję, ale musi pan jeszcze coś dla mnie zrobić.

- O co chodzi?

- Moi przyjaciele zostali w okolicach największego klifu na Pustyni Grande. Mógłby pan wysłać jakichś pilotów?

- Oczywiście, że... Twoi przyjaciele Ci pomagali? To cudownie! Dostaną swoje wynagrodzenie, do zobaczenia później. Do zobaczenia.

- Do widzenia! - Nate zmienił się w swoją normalną formę, zwykłego jeża. Spojrzał się w górę i powiedział:

- Dziękuję...

Rozdział XII - Argo II[]

Bohaterowie[]

Autor[]

Luke The Hedhehog Sonicrun S2

Advertisement