Sonic Fanon Wiki
Advertisement

Zapobiec Apokalipsie - to bardzo długo oczekiwana opowieść o przygodach Jaydena autorstwa Luke'a.

Rozdziały[]

Rozdział I - Jak to się wszystko zaczęło...[]

Wiele tysięcy lat temu na Lorem znaleziono uwięziono straszną istotę w tzw. Uścisku Apokalipsy. Urządzenie to w rękach nieodpowiedniej osoby mogłoby obudzić ogromną istotę drzemiącą gdzieś we wszechświecie, która zniszczyła by wszystkie planety oraz wszechświat. Aby temu zapobiec tamtejsi mieszkańcy zatopili urządzenie, gdzieś w Wielkim Oceanie, aby nie dostało się w niepowołane ręce. Niestety, po wielu wielu latach Uścisk został wydobyty przez Dr. Ivo Robotnika i jego nowych sprzymierzeńców: Lorda Death'a i znanego nam już Memphilisa, który nie chce podróżować w czasie, aby zniszczyć Shadowa czy Soncica, nie... Razem z Ivo i Lordem chcą zapanować nad światem, zamieniając inne planety w pustkowia i fabryki. Wielu najlepiej wyszkolonych agentów próbowało zniszczyć Uścisk Apokalipsy, jednak nadaremno. 

Historia ta, jednak nie opisuje złych planów Ivo czy Memphilesa (przynajmniej na razie), a życie Jaydena Blaze'a - Jeża, którego pasją są Extreme Geary i koszykówka. Wszystko zaczęło się na Ulicznych Wyścigach Extreme Gear w Meta. 

- Siemacie wszyscy! Ja jestem Jackie i witam wszystkich na corocznych Wyścigach Extreme Gearów! Witam również naszego trzy letniego mistrza, Jaydena Blaze'a! - Wszyscy powitali naszego bohatera oklaskami i wiwatami. 

- Siemacie, jesteście gotowi na niezłą jadkę! - krzyknął jeż i wskoczył na swojego Turbo Ślizgacza. - Zapewniam was, że po raz czwarty obronie tytuł Mistrza, zgadzacie się ze mną!

- Zgadzamy! - krzyknęli widzowie zgromadzeni na trybunach.

- W tym wyścigu zmierzą się: Jeż Jerome, Case Kolczatka, Nietoperz Large i nasz Jayden! Drodzy uczestnicy, stańcie za linią startu. Na mój znak wystartujecie, jasne?

- Jasne... - mruknęli wszyscy.

- 3...2...1... START!

Jayden wystartował ostatni. Nie był jeszcze na desce, wcisnął czerwony guzik pod Ślizgaczem i wskoczył na nią.

- Jay, co ty robisz? Przegrasz!

- Spokojnie, Mickey... Muszę ustawić prędkość. No to widzimy się za cztery minuty! 

I wystartował. Jego Turbo Ślizgacz jest tak szybki, że minęło jedynie dwadzieścia sekund, a Blaze wyprzedził Jerome'a. JB wyciągnął minę i rzucił ją na deskę Jerome'a, która zaczęła wariować. Po chwili Jerome leżał w wodzie.

- Uuuuuu, Jerome wyautowany! Zostało trzech zawodników! Jayden błyskawicznie objął drugą pozycję. Na pierwszej Case Kolczatka!

- Nie pokonasz mnie, Jayden. Wyeliminuje Cię! - krzyknął Case rzucając elektrycznego granata na deskę Jay'a, jednak to nic nie dało.

- Ostatnio ulepszyłem moją deskę! - krzyknął Jay popychając Case'a prosto na ścianę.

- Uuuuuu, biedak się niestety rozbił. Takie są zasady niestety! Został Large i Jayden. Nietoperz zaczyna doganiać naszego mistrza. Są tóż przed metą... iiiii... - nastąpiła cisza. Jayden oraz Large byli już dawno na mecie. Mick był cicho, przyłożył mikrofon do ust i powiedział:

- Jayden po raz czwarty zostaje mistrzem wyścigów!

- Oh tak! Tak to się robi! - Jayden zaczął tańczyć breakdance'a i zrobił salto w tył.


Jayden oraz Mick siedzieli pijąc colę w starym magazynie. Lis wyjął pieniądze i dał je Jayowi.

- Jakieś tysiąc pięćset khaji. - powiedział Mick. Jay odpalił Mickowi czterysta za komentowanie.

- Słuchaj, będe się zbierał. Muszę pomalować Ślizgacza i wymienić granaty. Spotkamy się niedługo, jasne?

- Ma się rozumieć, bro! Do zobaczyska!

Jayden wskoczył na swojego Extreme Geara i poleciał do domu. Zeskoczył z niej na balkon, a ona sama wleciala do środka.

- Dobra, trzeba parę części wymienić.

Jayden uporał się z naprawą Extreme Geara w godzinę. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Podgłosił na kanale Meta Bugle.

- Dzisiaj na terenie Pustyni Grande znaleziono ogromną dziurę w ziemi. Ekipa archeologów odkryła tam wiele żył nieznanej fioletowej energii. Czyżby Uścisk Apokalipsy został tam przeniesiony? Czyżby został wydobyty przez jakąś osobę. Dla państwa Angelina James, Meta Bugle. - Jayden po tej wiadomości wypluł colę. 

- CO!? No nie... Kiedy usłyszałem o tym Uścisku w szkole to o mało z krzesła nie spadłem i teraz ten złom jest gdzieś na Lorem w rękach jakiegoś szaleńca? Co się dzieje na tym świecie! 

Zdenerwowany wyszedł na ulicę. Przechodząc koło restauracji złodziejaszka uciekającego z torbą jakiejś jeżycy. Ruszył za nim wpościg. Jay skoczył na ścianę i złapał się schodów przeciwpożarowych. Przeskakiwał budynki w poszukiwaniu złodzieja, aż wreszcie go odnalazł. Skoczył z budynku i zaatakował rabusia.

- Wiesz, że przestępczość nie popłaca?

- A ty kto? Batman!?

- Coś w ten deseń, kolego. Oddawaj torebkę. - Łabuz nie chętnie oddał torebkę. Akurat niedaleko stała policja, więc Jayden oddał gościa i pobiegł do właścicielki torebki.

- Dziękuje Ci! - krzyknęła kobieta. Przed Jaydenem stanęła brązowa kolczatka.

- Witaj, jestem Spencer Coulson z tajnej agencji B.L.I.Z.Z.A.R.D. Przypadkiem byłem obserwatorem tego zdarzenia i powiem, że jestem pod dużym wrażeniem. Czy chciałbyś dla nas pracować?

- Pan tak do mnie prosto z mostu? Nie przejdę jakiegoś specjalnego szkolenia czy coś?

- Ależ oczywiście, że tak. Może od razu polecisz ze mną do Blizzardiera?

- Blizzardiera?

- Ogromny pokład powietrzny i nasza kwatera główna.

- Poważnie macie ogromny pokład powietrzny?

- Tak. Nasza organizacja istnieje od 50 lat. Nigdy o niej nie słyszałeś?

- Nie słyszałem. Na serio macie pokład powietrzny?

- Tak! Zadasz nam pytania na Blizzardierze?

- No jasne... Ale poważnie macie...

- Tak!!

- Okej... Idziemy, nie?

- Oczywiście. Najpierw zabierzemy Twoje rzeczy.

- Będe od razu mieszkał w Blizzardierze?

Rozdział II - Na Blizzardierze[]

Jayden razem z panem od B.L.I.Z.Z.A.R.D.a jechali sobie taksówką daleko od miasta, a mianowicie na Lotnisko Miasta Meta i tam ogromny Blizzardier zabrał nas na pokład. Był on ogromny. Na samym przodzie znajdował się ogromny okrągły korytarz z czterema sterami wyposażonymi w najnowocześniejszą technologią jaka dotychczas istniała. Z tyłu były strzeżone więzienia, magazyny z bronią, sala treningowa, pokoje i inne pomieszczenia. 

- Oprócz ciebie wybrałem jeszcze wiele innych osób. Zaraz będziesz miał zaszczyt ich poznać...

- Zaszczyt? A kim oni są? Milordami? Hrabiami?

- Nie, dużo ważniejszymi osobami.

- Bóg? Prezydent? Premier? Eggman?

- Oto oni: Bliźniaki Clarke - Jina i Rick i Arktyczna Lisica - Wera.

- Siemanko! - powiedziała cała trójka.

- Siemacie. Zaraz... Czy wy przypadkiem zniszczyliście Rdzeń? Słyszałem i widziałem was w TV. Fajnie was widzieć na żywo.

- A ty wykazałeś się dużą odwagą i pomogłeś starszej pani. To bardzo szlachetne.

- Co tam jedna staruszka... Jesteście bohaterami! Zaraz... Gdzie Swift Keane?

- Swift? Podczas, gdy skierowałem promień, okazało się, że Swift stał tuż za nim. Rdzeń wybuchł, a Swift zniknął. Wrócił po dwóch dniach bez jednej ręki pół żywy. - rzekł Rick.

- Jednak kolejne dwa dni później przyszedł do mnie z dwoma rękami. Nie była ona zmechanizowana. - powiedziała Wera.

- Uznał, że ma na razie dosyć walki ze złem i odpoczywa gdzieś w Grande. Ostatnio napisał, że niedługo wróci.

- Mhm... To trochę dziwne, ale ok...

- No dobrze! Idźcie teraz do swoich pokoi. Jest ich bardzo dużo, więc wybierzcie sobie jeden z nich.

Tak też załoga zrobiła. Każdy zadomowił się na Blizzardierze. Jayden wyjął wszystko co miał czyli: laptop, smartfona, konsolę do gier (akurat był tam telewizor, więc nie musiał zabierać swojego), ubrania i plakaty ze swoim ulubionym zespołem rockowym. Obok drzwi zamontowane były przyciski. Czerwony odsuwał ścianę robiąc dostęp do półek z bronią, które były puste a zielony włączał światło.

- Hm... Powiem, że całkiem tu przyjemnie. - rzekł w myślach i rzucił się na łóżko. Zasnął po paru minutach. 

Śnił o tym jak znalazł Uścisk Apokalipsy i zniszczył go stając się największym bohaterem na Lorem, jednak sen nie mógł trwać wiecznie. Na suficie pojawił się alarm, który automatycznie obudził Jaydena.

- Holy cow! - krzyknął spadając z łóżka i uderzając głową o metalową podłogę. - Co tu się dzieje!

Blaze sprawdził, która była godzina. 7:10. Ziewnął i wyszedł na korytarz. Rozglądając się nie zauważył kiedy drzwi pokoju Wery się otworzyły. Z impetem uderzyły go w nos.

- Ała! - krzyknął zwijając się w kłębek.

- O! - krzyknęła Wera podchodząc do jeża. - To było niechcący.

- Jasne! - jęknął podnosząc się. - Nie szkodzi, ale na drugi raz uważaj.

- A ty na drugi raz przechodź drugą stroną.

- Jasne...

- Widzę, że wstaliscie. - rzekł Rick wychodząc ze swojego pokoju. - Moja siostrzyczka oczywiście śpi. - Podszedł do drzwi pokoju Jiny i wyjął małą kuleczkę. Po chwili usłyszeliśmy głośny świst, który spowodował, że wszyscy zatkali uszy. Jina wybiegła z pokoju krzycząc w niebogłosy.

- O mój Boże, Rick! - krzyknęła uderzając brata w ramię.

- Heh, sory, ale musiałem to zrobić, haha! - zaśmiał się brązowy jeż przytulając siostrę. - No to idziemy do Coulsona.


Ekipa pobiegła do Coulsona, który akurat był zajęty sterowaniem Blizzardiera.

- Wybaczcie, ale na razie jestem zajęty. Na samym końcu korytarza znajduje się automat z kanapkami, chipsami i innymi przekąskami. Darmowy.

- Darmowy!? - zdziwił się Jayden biegnąc prosto w stronę automatu. Wyciągnął trzy kanapki, chipsy paprykowe i zimną herbatę. - Ach... O jak dobrze...

- Serio tyle zjadasz? - zapytała Jina.

- No raczej. Jestem miłośnikiem kuchni, zjadam ilę mogę. - opowiedział Jayden.

- Mhm. - odparła.

- Okej... To co teraz robimy? - zapytał Rick rozglądając się.

- Pochodźmy po Blizzardierze, ale nic nie dotykajmy, ok? - powiedziała Wera.

- Jasna! - odparła reszta. 

Parę minut później wszyscy zatrzymali się przy magazynie z bronią.

- Ile tu arsenału! - krzyknął JB wpatrując się w gablotę. - Karabin pulsacyjny, Mini-działko laserowe, Dźwiękowy Łomot, Pistolet solarny, itp....

- Znasz się na rzeczy, Blaze. - rzekł Coulson, który zjawił się niewiadomo kiedy.

- Ej, jak ty to?

- Jestem tajnym agentem wkońcu, racja?

- No fakt - powiedział Jay uśmiechając się.

- Jesteście może gotowi na trening? Umiecie coś?

- Ja kiedyś trenowałem kung-fu, judo i karate. Oglądam też teakwondo. - rzekł Jay.

- Znam bardzo dobrze teakwondo i wushu. Jestem całkiem dobrym szermierzem. - powiedział Rick.

- A ja znam się na materiałach wybuchowych i sambo... - mruknęła Jina ziewając.

- A ja? Jestem wygimnastykowana, tworzę całkiem skuteczne kombinacje, walczę na świetlne miecz,e, itp... - powiedziała Wera.

- No to całkiem dużo wiecie. Słyszę od ciebie, Jayden, że znasz się na broniach palnych.

- Troszkę o nich czytam...

- Czy aby na pewno tylko czytasz?

- Tata kiedyś mi pokazywał jak się strzela. Jest policjantem...

- Pewnie masz wparwę w strzelaniu. Byłbyś naszym snajperem.

- Serio?

- Oczywiście.

- W sumie byłoby fajnie, heh, ale bardziej lubię walczyć na gołe pięści. Broni używałbym rzadko.

- No dobrze... Dzisiaj możecie wykorzystać ostatni dzień, ponieważ od jutra zaczynamy solidnie pracować.

- Ajaj kapitanie! - krzyknął Jayden.

- Ajaj! - odparła reszta ekipy.


Cała ekipa wyszła z Blizzardiera by zjeść coś na mieście. Okazało się, że pod restauracją siedział Mick z podbitym okiem.

- Ej... Siemasz, Mick. Co ci się stało?

- Aj... Nie oddałem zaległej kasy takiemu jednemu mafiozie.

- Znów pożyczałeś? - zdziwił się Jayden i podniósł przyjaciela. - Chodź z nami zjeść. Stawiam.

- A oni kim są?

- Nie wiesz kim oni są?

- No właśnie coś mi świta... Wy zniszczyliście Rdzeń, tak?

- Jasne! - odparła Jina. - Jestem Ji...

- Wiem kim jesteśce! - przerwał jej lis. - Jina i Rick Clarke oraz Wera, Arktyczna Lisica.

- Mów mi po prostu Wera, eeee...

- Mick. Lis - Mick Parker. Komentator wyścigowy i drobny oszust.

- Drobny? Człowieku, ogarnij się wreszcie i znajdź porządną pracę. Twój ojciec mógłby Ci pomóc. Tysiąc razy przysyłał Ci pieniądze.

- Może masz rację... E! Co ty mnie wkręcasz? Nigdy się do niego nie odezwę, jasne?

- Spoko luz, gościu. No to co idziemy do tej restauracji?

- Tak, chodźmy już. - powiedziała Wera, która weszła pierwsza.

- No to czas coś zjeść... - mruknął lis.

Rozdział III - Poznajemy legendę Kha Thatemy![]

Jayden leżał na łóżku patrząc się w sufit. W tle leciała cicha i przyjemna muzyka. Był to piąty dzień na pokładzie Blizzardiera. Po czternastu minutach odpoczywania, Jeż wstał i spojrzał przez ogromne okno. Z daleka widać było Meta City i jej ogromne budynki. Rzucał się również w oczy pewien budynek... Mianowicie chodziło o Eggman Corporation. Bohater włączył swój telefon i zadzwonił do Micka. Nie odbierał. Włożył urządzenie do kieszeni i wyszedł na korytarz. Nikogo nie było. Rozejrzał się po pokojach swoich nowych znajomych i również nikogo nie było.

- Co tu się dzieje... - mruknął do siebie Jayden i podszedł do automatu z napojami. Pijąc nie zauważył, że ktoś za nim stał. 

- Bu! - krzyknęła Wera, jednak Jaydena to nie ruszyło.

- Właśnie... Bu... Gdzie wszyscy się podziali? - zapytał.

Wera złapała jeża za rękę i zaczęła ciągnąć do sali treningowej. Wszyscy tam siedzieli.

- Nareszcie się pojawiłeś, Jay. Siadaj. - powiedział Spencer. Jayden usiadł koło Ricka i powiedział do niego cicho:

- O co chodzi?

- Coulson ma nam opowiedzieć legendę związaną z Uściskiem Apokalipsy.

- Słyszę jakieś szepty. Clarke, Blaze - o co chodzi?

- E... O nic, mówiłem Jayowi o co tu chodzi.

- Rozumiem. A więc skoro napoczęliście ten temat to przejdźmy do opowieści:

- Tysiąc lat temu na Lorem narodził się syn Wielkiego Cesarza Kha Thatema. Okazało się, że posiada wiele niesamowitych zdolności jak: niszczenie twardych przedmiotów, pochłanianie życia z roślin i innych żywych istot oraz niesamowitą siłę. Wyrósł na okropnego człowieka. Wielki Cesarz nie wiedział co z nim zrobić, więc zamknął go w lochu na cztery dni. Wściekły syn uciekł i w odwecie zabił ojca, stając się władcą Zielonej DolinyPo wielu wielu latach jeż o imieniu Akyua (lor. Zbawiciel) przybył do Zielonej Doliny w poszukiwaniu pracy. Usłyszał gdzieś, że wszyscy mają już dosyć Kha Thatema, więc postanowił skończyć żywot okrutnego władcy. Po wielu dniach treningu, zaczaił się w Cesarskim Ogrodzie na władcę i zadał siedem ciosów nożem. Mimo, że zabił władcę nie został ukarany, wręcz przeciwnie - został Nowym Cesarzem Zielonej Doliny i od tej pory miasteczko żyło długo i szczęśliwie. Niestety przez lata duch Kha Thatema nawiedzał młodego cesarza. Wyrzeźbił z kamienia okrągły, płaski przedmiot i namalował na nim różne zielone wzorki. Następnego dnia udał się do miejscowej czarodziejki, która słowami Akhele lathe zum zaryuji ale - du kasanu dla kieje zu Kha Thatema (pol. Aby nigdy nas już nie nękał - zamykamy duszę Kha Thatema w tym oto przedmiocie. Po pozbyciu się ducha Kha Thatemy, Akyua zakopał przedmiot daleko od Zielonej Doliny.

Dwieście lat później z miejsca spoczynku Kha Thatemy wydobyła się ogromna energia, która zniszczyła 2/3 Zielonej Doliny pozbawiając życia rodziny Akyuy. Kha Thatema przybrał formę ogromnej fioletowo-czarnej istoty, która niszczyła wszystko na swojej drodze. Wyrywała drzewa, niszczyła góry, wypijała wody z oceanów, itp... Jednak najmłodszy praprawnuczek Akyuy odnalazł przedmiot i po wypowiedzeniu słów napisanych przez czarodziejkę, Kha Thatema osłabł. Wszystkie budynki stały na swoim miejscu, pojawiły się drzewa i góry oraz przybyła dwa razy więcej wody w oceanach. Khale (imię prawnuczka Akyuy) nazwał ten przedmiot Uściskiem Apokalipsy i zatopił go na samym środku Wielkiego Oceanu, gdzie spoczywał do tej pory. Taka była historia Uścisku Apokalipsy.

- Czyli ten cały Kha Thatema był jak ten mutant z komisku? - rzekł Rick.

- Można tak powiedzieć. Jego moc była strasznie niebezpieczna. On sam również był niebezpieczny. Zresztą usłyszeliście do czego Kha Thatema doprowadził.

- Tak... Ale kto w takim razie wydobył Uścisk Apokalipsy? 

- Ivo Robotnik... - powiedział Coulson.

- Eggman! - krzyknął Jayden i wstał. - Ten jajobrzuchy idiota wydobył tak silną broń?!

- Nie tylko on. Pomógł mu Memphiles the Dark oraz Lord Death I.

- Lord Death? A kto to w ogóle jest? - zdziwił się Jay po raz pierwszy słysząc to imię.

- Lord Death... Właściwie nikt nie wie jak on wygląda. Nosi czarny płaszcz z kapturem zasłaniającym jego twarz. Ponoć stosuje czarną magię i jest niesamowicie potężny.

- Czyli... Inteligentny głupek Eggman, przerażający Memphiles the Dark i Lord Death tworzą nieźle potężne trio. Szkoda, że nie ma jeszcze Solarisa, albo kogoś tam jeszcze. My mamy stawić czoła temu trio? Eggmana moglibyśmy jeszcze pokonać, ale Memphilesa się obawiamy. Tak samo tego Lorda Deatha... Nie jesteśmy na to jeszcze gotowi... Powinniśmy solidnie popracować... - rzekła Wera.

- Ah... Mogliśmy się pozbyć Memphilesa jak mieliśmy okazję! - krzyknął Rick,

- Uspokój się, Clarke. Damy radę. - powiedział Blaze klepnął Ricka po ramieniu. - Razem damy radę.

- We czwórkę. - rzekła Wera.

- Skoro tak już rozpoczęliście te dyskusję, to ja się z wami żegnam. Do zobaczenia na treningu.

- Na razie! - krzyknęła cała czwórka.

- Zróbmy imprezę! - krzyknęła Jina.

- To jest całkiem dobry pomysł... Ale nie tutaj. Proponuję gdzieś na ziemi. - powiedział Jay.

- A mianowicie?

- Proponuję zrobić imprę u Micka. - Jay wyjął telefon i wybrał numer Mickyego. - Mick? Słuchaj, mam prośbę... Serio? .... Kłamiesz! Boże, już tam lecę!! - kryknął Jay i wybiegł z sali. Pobiegł do magazynu z bronią i wyposażeniem i zabrał spadochron. Wybiegł na sam tył Blizzardiera i wyskoczył zmierzając ku Meta City. Będąc już bardzo blisko, wylądował tuż przed mieszkaniem Micka.

- Jayden! To było...

- Zamknij się i mów co się stało! 

- Cały nasz lokal, pieniądze... Poszły z dymem!

- Kto to zrobił!?

- Oni! - krzyknął Mick i wskazał palcem sprawców. Stali twarzą w twarz z Jaydenem.

- Trochę ten Twój koleżka spóźnił się z pomocą, co Mikuś?

- Zamknij się gościu i kim jesteś!? - wrzasnął Jay.

- Ja? Nie ważne kim jestem... Ważne, że jestem ważny w tej przecudownej metropolii.

- Czemu znisczyłeś mu dom?

- Bo sobie zasłużył! Miał mi spłacić dług w wysokości 150 000 khaji, ale tego nie zrobił. Szkoda, że nie był w środku. Poznał by smak zemsty.

- Musiałeś niszczyć mu dom!?

- Musiałem. A ty kim jesteś, chłopaczku? Jego przydupasem?

- Nie... Jestem jego ochroniarzem... - szepnął Jay i wyjął z kieszeni mini-granata. Rzucił go w kierunku sprawcy. Dym ogarnął połowę ulicy. Jayden wyeliminował po koleji ochroniarzy kolczatki. W końcu stał bardzo blisko kolczatki. Podchodził coraz bliżej. Kolczatka się cofała.

- Kim ty do cholery jesteś, Batmanem?

- Hah... Kolejna skreślona osoba mi to powiedziała. Co masz w tej torbie?

- Skreślona? Jak to skreślona? Skreślona tak, że kaput?

- Hm... Można powiedzieć, że kaput.

- Cholera, cholera... Nie bij mnie, ok? Nie bij... Dam Ci kasę, samochód, wszystko, ale nie zabijaj. W tej torbie co mam? Mam kasę... Chcesz? Chcesz! Masz kasę i mnie nie zabijaj! - krzyknął rzucając torbę pod nogi Jaya i zaczął uciekać. JB wziął kolejny granat. Tym razem granat-sieć i rzucił go w mafiozę. Po sekundzie leżał bez oznaki życia. Jeż podszedł sprawdzić mu puls.

- Żyje, ale zemdlał. Uciekaj z tymi pieniędzmi daleko z tąd. Zdzwonimy się później, jasne? Won!

- Ok, ok... Już sobię idę... A i jeszcze coś...

- Co?!

- Dzięki, stary.

- Spoko. A teraz jazda z tąd.

Jayden oddał szefa mafii policji. Mimo, że tysiąc razy złodziejaszek mówił, że zabrano mu pieniądze. JB twierdził, że ma halucynację po uderzeniu o ziemię. Wyszedł z komendy prosto do sklepu z grami wideo. 

- Czas kupić jakąś fajną gierkę!

Rozdział IV: Impreza przed burzą[]

Advertisement